Między drzewami przebiegła drobna postać. Dziewczynka, może dziewięcioletnia. Uciekała przed czymś, czego nazwy nikt nie był w stanie wymówić, więc zaniechano prób. Bestię nazywano potocznie "Let", nikt nie wie skąd się to słowo wzięło, ale było proste do wymówienia, więc się przyjęło. Był to stwór przypominający z wyglądu bazyliszka, wielkiego koguta, z ogonem węża i żabimi ślepiami. Niektórzy odważali się nawet stwierdzać pokrewieństwo obu gatunków, lecz mimo podobieństwa zewnętrznego, let nie zmieniał niczego w kamień, nie chował się też przed słońcem w ciemnych zakamarkach piwnic. Preferował raczej polowania na mniejsze stworzenia, które rozrywał swymi szponami po zatruciu jadem, który sprawiał, że ofiara przez godzinę umierała w konwulsjach. Teraz rozpościerał swoje wielkie, nietoperze skrzydła między drzewami, w pogoni za ludzkim dzieckiem. Dziewczynka biegła na tyle szybko, na ile pozwalały jej krótkie nogi, ale nie ważne jak się starała stwór był coraz bliżej.