Vanilia rozdział 0

  Między drzewami przebiegła drobna postać. Dziewczynka, może dziewięcioletnia. Uciekała przed czymś, czego nazwy nikt nie był w stanie wymówić, więc zaniechano prób. Bestię nazywano potocznie "Let", nikt nie wie skąd się to słowo wzięło, ale było proste do wymówienia, więc się przyjęło.
  Był to stwór przypominający z wyglądu bazyliszka, wielkiego koguta, z ogonem węża i żabimi ślepiami. Niektórzy odważali się nawet stwierdzać pokrewieństwo obu gatunków, lecz mimo podobieństwa zewnętrznego, let nie zmieniał niczego w kamień, nie chował się też przed słońcem w ciemnych zakamarkach piwnic. Preferował raczej polowania na mniejsze stworzenia, które rozrywał swymi szponami po zatruciu jadem, który sprawiał, że ofiara przez godzinę umierała w konwulsjach.
  Teraz rozpościerał swoje wielkie, nietoperze skrzydła między drzewami, w pogoni za ludzkim dzieckiem. Dziewczynka biegła na tyle szybko, na ile pozwalały jej krótkie nogi, ale nie ważne jak się starała stwór był coraz bliżej.
  Spróbowała przyspieszyć, ale zamiast tego potknęła się o wystający korzeń i upadła obcierając skórę do krwi. Przed sobą zobaczyła drzewo, którego kora lśniła śnieżną bielą, a liście migotały wszystkimi widzialnymi kolorami, a prawdopodobnie też tymi nie widzialnymi ludzkim okiem. Roślina zdawała się szeptać, ale dziewczynka nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo właśnie w tym momencie let wylądował, oddzielając ją od dziwnego zjawiska. Oprawca zbliżył szpony, raniąc jej ramię. Poczuła, że to jej koniec. Ostatkiem sił wyszeptała słowa, które, zdawały się same wejść do jej ust...


Co sądzicie? Do następnego ;)
Milka2909

Komentarze