O.Z.S.M. Dywizja I Rozdział 8
Hiszpańska Inkwizycja!
Dojechali do pensjonatu schowanego gdzieś w lesie, ale nikt nie miał ochoty na rozglądanie się. Po tym jak Milka prowadziła, czy też próbowała przez całą drogę ogarnąć zasady działania pojazdu i przepisy ruchu drogowego, każdy kto zdołał o własnych siłach opuścić busa, szukał miejsca gdzie mógłby spokojnie umrzeć, albo przynajmniej uczciwie zwymiotować.
Najtrudniejsze bez wątpienia okazało się przekonanie generał, że powinna jechać po prawej stronie jezdni i że to nie wszystkie inne samochody jadą nieprawidłowo, a ona sama. Co prawda to jedno się nie udało, ale przynajmniej poprawili u szefowej błędne myślenie jakoby biały, okrągły znak z czerwoną obręczą i liczbami w środku oznaczał minimalną dopuszczalną prędkość.
- Dobra...odliczmy się, czy wszyscy żyją - wymamrotał Mikołaj gdzieś z okolic tylnego koła pojazdu
- Tak się składa, że przygotowałam listę - Leżąca na trawie tuż przy wyjściu z busa Sara pomachała w górze białą kartką - tylko niech ktoś za mnie przeczyta, bo widzę potrójnie
- Daj to - Wiktoria, która zdążyła już w miarę dojść do siebie, wzięła od urzędniczki kartkę i zmrużyła oczy - O cholera! Ale ty masz małe pismo! No dobra...Miki? Jest. Feliczi?
- Feliczi? - Felicja, odniosła wrażenie, że to słowo zadziwiająco przypomina jej imię
- Jest. Igi? O Boże! Gdzie jest Igor?!
Podróżnicy przypomnieli sobie, że przed wyruszeniem w drogę rzucili chłopaka byle jak na tylne siedzenie i kompletnie o nim zapomnieli, zajęci troszczeniem się o nie zgubienie własnego życia.
- Je...es...tem - dobiegło z okolic drzwi busa - i chyba krwawię - Ledwo Igor zdążył to wymamrotać, a padł do przodu i przestał się ruszać.
- Faktycznie krwawi - skomentowała Sara widząc stróżkę krwi na skroni chłopaka - Ale żyje i nie wygląda na to, żeby sytuacja miała się zmienić w najbliższym czasie. A teraz, jeśli ktoś byłby tak miły i go ze mnie zdjął, byłabym wdzięczna. Jest zadziwiająco ciężki.
Kiedy Mikołaj spróbował pomóc Sarze uwolnić się spod nieprzytomnego ciała, Wiktoria wróciła do czytania listy
- Sasa jest. Dalej...X? Jesteś tu?
- Jesem - Wręcz wyszeptał Msr. X, który nie będąc w stanie wspiąć się na drzewo, przytulił się do jego pnia.
- Dobra, ja też jestem. To chyba wszyscy. Gdzie Milka?
Felicja w odpowiedzi wskazała drzwi pensjonatu, z których właśnie wychodziła Pierwsza, dalej w stroju hobbita.
- A wy coście tacy zmarnowani? - spytała niewinnie
- Zaraziliśmy się chorobą lokomocyjną - zaimprowizowała Fela - A Igor chyba oberwał sufitem
- A...to odpocznijcie. Jest godzina... trzynasta. O dwudziestej zarządzam zbiórkę w tym miejscu! Dobierzecie sobie pokoje sami, co nie?
***
Felicja rozejrzała się po pokoju, który dzieliła z Sarą i Wiktorią. Nie był nawet w czwartej części tak duży jak jej mieszkanie w siedzibie pierwszej dywzji, ale za to stanowczo był bardziej przytulny. Z okna rozciągał się widok na las.
Drzwi otworzyły się i weszła Wiktoria, rzucając swoją torbę na jedno z łóżek.
- Hejka Feliczi! Co tam robisz?
- Mam na imię Felicja
- Tak, wiem - z luźnego tonu głosu, można było wywnioskować, że Wiktoria nawet nie zamierza zmienić sposobu nazywania współlokatorki
- A tak właściwie, gdzie jest Sara?
- Zajmuje się Igim, coś mu się pomieszało we łbie i jak odzyskał przytomność, zaczął coś tam mamrotać o pączkach nadziewanych śledziami
- Czym?
- Takie ryby, bardzo popularne...
Felicja już nie informowała Wiktorii, że wie, czym są śledzie. Zamiast tego pozwoliła współlokatorce na długi wykład o rybach, wyłączyła słuchanie i skupiła się na rozpakowywaniu. Ciekawe dlaczego generał chce ich zebrać o dwudziestej, kiedy będzie już zmierzchać. Cokolwiek by to nie było, pewnie nie będzie źle.
Dojechali do pensjonatu schowanego gdzieś w lesie, ale nikt nie miał ochoty na rozglądanie się. Po tym jak Milka prowadziła, czy też próbowała przez całą drogę ogarnąć zasady działania pojazdu i przepisy ruchu drogowego, każdy kto zdołał o własnych siłach opuścić busa, szukał miejsca gdzie mógłby spokojnie umrzeć, albo przynajmniej uczciwie zwymiotować.
Najtrudniejsze bez wątpienia okazało się przekonanie generał, że powinna jechać po prawej stronie jezdni i że to nie wszystkie inne samochody jadą nieprawidłowo, a ona sama. Co prawda to jedno się nie udało, ale przynajmniej poprawili u szefowej błędne myślenie jakoby biały, okrągły znak z czerwoną obręczą i liczbami w środku oznaczał minimalną dopuszczalną prędkość.
- Dobra...odliczmy się, czy wszyscy żyją - wymamrotał Mikołaj gdzieś z okolic tylnego koła pojazdu
- Tak się składa, że przygotowałam listę - Leżąca na trawie tuż przy wyjściu z busa Sara pomachała w górze białą kartką - tylko niech ktoś za mnie przeczyta, bo widzę potrójnie
- Daj to - Wiktoria, która zdążyła już w miarę dojść do siebie, wzięła od urzędniczki kartkę i zmrużyła oczy - O cholera! Ale ty masz małe pismo! No dobra...Miki? Jest. Feliczi?
- Feliczi? - Felicja, odniosła wrażenie, że to słowo zadziwiająco przypomina jej imię
- Jest. Igi? O Boże! Gdzie jest Igor?!
Podróżnicy przypomnieli sobie, że przed wyruszeniem w drogę rzucili chłopaka byle jak na tylne siedzenie i kompletnie o nim zapomnieli, zajęci troszczeniem się o nie zgubienie własnego życia.
- Je...es...tem - dobiegło z okolic drzwi busa - i chyba krwawię - Ledwo Igor zdążył to wymamrotać, a padł do przodu i przestał się ruszać.
- Faktycznie krwawi - skomentowała Sara widząc stróżkę krwi na skroni chłopaka - Ale żyje i nie wygląda na to, żeby sytuacja miała się zmienić w najbliższym czasie. A teraz, jeśli ktoś byłby tak miły i go ze mnie zdjął, byłabym wdzięczna. Jest zadziwiająco ciężki.
Kiedy Mikołaj spróbował pomóc Sarze uwolnić się spod nieprzytomnego ciała, Wiktoria wróciła do czytania listy
- Sasa jest. Dalej...X? Jesteś tu?
- Jesem - Wręcz wyszeptał Msr. X, który nie będąc w stanie wspiąć się na drzewo, przytulił się do jego pnia.
- Dobra, ja też jestem. To chyba wszyscy. Gdzie Milka?
Felicja w odpowiedzi wskazała drzwi pensjonatu, z których właśnie wychodziła Pierwsza, dalej w stroju hobbita.
- A wy coście tacy zmarnowani? - spytała niewinnie
- Zaraziliśmy się chorobą lokomocyjną - zaimprowizowała Fela - A Igor chyba oberwał sufitem
- A...to odpocznijcie. Jest godzina... trzynasta. O dwudziestej zarządzam zbiórkę w tym miejscu! Dobierzecie sobie pokoje sami, co nie?
***
Felicja rozejrzała się po pokoju, który dzieliła z Sarą i Wiktorią. Nie był nawet w czwartej części tak duży jak jej mieszkanie w siedzibie pierwszej dywzji, ale za to stanowczo był bardziej przytulny. Z okna rozciągał się widok na las.
Drzwi otworzyły się i weszła Wiktoria, rzucając swoją torbę na jedno z łóżek.
- Hejka Feliczi! Co tam robisz?
- Mam na imię Felicja
- Tak, wiem - z luźnego tonu głosu, można było wywnioskować, że Wiktoria nawet nie zamierza zmienić sposobu nazywania współlokatorki
- A tak właściwie, gdzie jest Sara?
- Zajmuje się Igim, coś mu się pomieszało we łbie i jak odzyskał przytomność, zaczął coś tam mamrotać o pączkach nadziewanych śledziami
- Czym?
- Takie ryby, bardzo popularne...
Felicja już nie informowała Wiktorii, że wie, czym są śledzie. Zamiast tego pozwoliła współlokatorce na długi wykład o rybach, wyłączyła słuchanie i skupiła się na rozpakowywaniu. Ciekawe dlaczego generał chce ich zebrać o dwudziestej, kiedy będzie już zmierzchać. Cokolwiek by to nie było, pewnie nie będzie źle.
Komentarze
Prześlij komentarz