Tenshi prezentuje: "Stefan & Zdzisław"
Witam wszystkich internetowiczów z Ziemi i kosmosu! Wasza Tenshi musi wrzucić jakiegoś posta (pod groźbą tortur przez Nie Powiem Kogo) a że nie mam do opisania żadnego anime, mangi lub książki to spróbuję napisać własną historyjkę :) Ostatnio spierałam się z siostrą, dlaczego nie może napisać te opowiadanie na polaka do szkoły o wiewiórkach... Wychodzi na to, że wiewiórki są strasznie obciachowe ale ja udowodnię, że opowiadania o tych futrzastych maszynkach do mięsa mogą być bardzo fajne! Z góry przepraszam jeśli będzie to straszna nuda, jeszcze początkująca jestem :)
- Godzina 12:03. Nadeszły godziny szczytu. To czas kiedy trzeba najbardziej obawiać się wroga. Jak na razie, nie ma żadnego w polu widzenia; ani na lądzie, ani w powietrzu. Ale jako przywódca stada i tak mam obowiązek opracować bezpieczny plan ucieczki dla moich ludzi. Byłaby to plama na moim honorze gdyby komuś stała się krzywda bo nie zareagowałem na czas. Dlatego muszę wypatrywać nieprzyjaciela nawet wtedy kiedy ucinam sobie drzemkę!(Zdzisiek...)Muszę bronic mego domu i moich braci!(Zdzisiek.). Muszę dbać o dobrobyt ich żołądków!(Zdzisiek!!!)
-Zdzisiek! Po co wydzierasz się tak do tego żołędzia? Weź się do roboty!
-No dobra, dobra! Nie wściekaj się już! Pomarzyć trochę nie można? - Zdzisław z miną siedmiu boleści wrócił do swojej pracy sortowania orzechów.
-Możesz sobie marzyć ale pod warunkiem, że nie będzie to coś w rodzaju mrocznego mamrotania pod nosem lub wydzierania się na cały głos. Wiesz Zdzichu... zaczynam się o ciebie martwic. Może odwiedzimy tą psycholog co ostatnio?
-Tą psycholkę Kaśkę?! Za żadne orzechy! Nadal mam koszmary z nią w roli głównej...
-Jak chcesz...Padać zaczyna, chyba już wystarczy tych żołędzi, wracajmy.
Wiewióry wsypały orzechy do dużych koszyków uplecionych z trawy, zarzuciły je na swoje futrzaste plecy i zaczęły powoli schodzić z wielkiego dębu, który znajdował się w wielkim parku w centrum miasta. Nigdzie się nie śpiesząc, powoli zbliżali się do magazynu ukrytego w dziupli wydrążonej w drzewie. Stefan, jeden z wiewiórów, szedł bardzo ostrożnie, uważając by żaden orzech nie wypadł, za to Zdzisław nie zważał na to, która gałąź jest mokra a która nie. Rozmyślając o swoim wymarzonym stanowisku przywódcy stada, skakał bezmyślnie z gałązki na gałąź.
-Zdzisiek, uważaj! Jak wysypiesz to znowu będziemy musieli...
-Spoko Stefan! Nie jestem aż takim idio...
I potem w mgnieniu oka, wydarzyło się kilka rzeczy. Zdzichu poślizgną się na gałęzi i spadł na kolegę przez co wszystkie żołędzie spadły do kosza stojącego pod drzewem i zatonęły w cuchnącej mieszance śmieci. Niestety jednocześnie koszyk Stefana zaczepił się o jedną z gałązek i podarł na kilka kawałków.
-Zdsisiek, coś ty zrobił?! Przez ciebie znowu będziemy musieli je wyławiać z tej śmierdzącej breji! Pal sześc koszyk ale orzechy? Nie mam zamiaru tłumaczyć się przed szefem dlaczego nasze żarcie zalatuje psią kupą!
-Stefan, opanuj się! Po prostu weźmiemy inne orzechy!
-Jakie, powiedz mi, jakie! To były wszystkie orzechy z tego parku... - wiewiór skulił się i zaczął myśleć jak wytłumaczy żonie, że wyjeżdża za granicę i to na bardzo długo. Zdzisław podszedł do skraju gałęzi i pomyślał jak w tej chwili postąpiłby prawdziwy przywódca. Zaczął przyglądać się spacerującym ludziom i podejrzanemu kotu, który siedział w torbie jednej różowej babci. I nagle go olśniło. Przecież to takie proste. Czym prędzej pobiegł do przyjaciela aby opowiedzieć swój plan.
-Stefan! Chwała mi! Mam genialny pomysł.
-Myślisz, że lepiej do Kanady czy Uzbekistanu?
-Uzbekistanu, podobno nie ma tam kotów... ale nie o to teraz chodzi! Wiem skąd wziąść te orzechy! Będą nawet o niebo lepsze od tych marnych żołędzi. - na twarzy Zdzicha pojawiła się mina dziecka, które za chwilę podkradnie ciastko z szuflady w biurku mamy.
-Na wielkiego wiewiórczyna! Chyba nie mówisz o"tym"?
-Tak, mój przyjacielu. Zwiniemy orzechy człowiekom.
-Uff... a już myślałem, że kupimy nielegalne orzechy od Waldka... zaraz,zaraz. ŻE CO?! Czy ty kompletnie postradałeś zmysły?! Mam w nosie co o tym sądzisz ale jak wrócimy do domu to zaciągnę cię siłą do Kaśki!
-Ok, nie denerwuj się! Pójdę już do tej diablicy... ale teraz musimy załatwić orzechy.
-Zdzisiek, ty chyba nie mówisz poważnie? - wiewiór wyglądał jakby miał się za chwilę dostać depresji. Patrzył na kumpla tym swoim błagalnym wiewiórczym wzrokiem mając nadzieję, że to jeden wielki żart.
-Stefan. Jeszcze nigdy nie byłem tak poważny jak teraz. Nie byłem taki poważny nawet na pogrzebie mojej teściowej.
-Nie, błagam... ty i te twoje pomysły. Za jakie grzechy? Jestem za młody żeby umierać...
-Nie rozklejaj mi się tutaj! Będzie dobrze, po prostu zabierzemy trochę orzeszków i wrócimy jak gdyby nigdy nic do domu. A może nam się poszczęści i znajdziemy trochę tych laskowych co je tak lubisz?
-Wiewiórczynie... w co ty mnie wpakowałeś?
-Nie martw się. Za kasę z tych orzechów nawet zafunduję ci nowy koszyk, taki wypasiony!
Strasznie się rozpisałam... miałam atak weny twórczej :) Mam nadzieję, że spodobał wam się kawałek z życia Stefana i Zdzisława. Za tydzień, może wcześniej może później, napiszę ciąg dalszy i może jakąś recenzję :D
Tenshi0406
- Godzina 12:03. Nadeszły godziny szczytu. To czas kiedy trzeba najbardziej obawiać się wroga. Jak na razie, nie ma żadnego w polu widzenia; ani na lądzie, ani w powietrzu. Ale jako przywódca stada i tak mam obowiązek opracować bezpieczny plan ucieczki dla moich ludzi. Byłaby to plama na moim honorze gdyby komuś stała się krzywda bo nie zareagowałem na czas. Dlatego muszę wypatrywać nieprzyjaciela nawet wtedy kiedy ucinam sobie drzemkę!(Zdzisiek...)Muszę bronic mego domu i moich braci!(Zdzisiek.). Muszę dbać o dobrobyt ich żołądków!(Zdzisiek!!!)
-Zdzisiek! Po co wydzierasz się tak do tego żołędzia? Weź się do roboty!
-No dobra, dobra! Nie wściekaj się już! Pomarzyć trochę nie można? - Zdzisław z miną siedmiu boleści wrócił do swojej pracy sortowania orzechów.
-Możesz sobie marzyć ale pod warunkiem, że nie będzie to coś w rodzaju mrocznego mamrotania pod nosem lub wydzierania się na cały głos. Wiesz Zdzichu... zaczynam się o ciebie martwic. Może odwiedzimy tą psycholog co ostatnio?
-Tą psycholkę Kaśkę?! Za żadne orzechy! Nadal mam koszmary z nią w roli głównej...
-Jak chcesz...Padać zaczyna, chyba już wystarczy tych żołędzi, wracajmy.
Wiewióry wsypały orzechy do dużych koszyków uplecionych z trawy, zarzuciły je na swoje futrzaste plecy i zaczęły powoli schodzić z wielkiego dębu, który znajdował się w wielkim parku w centrum miasta. Nigdzie się nie śpiesząc, powoli zbliżali się do magazynu ukrytego w dziupli wydrążonej w drzewie. Stefan, jeden z wiewiórów, szedł bardzo ostrożnie, uważając by żaden orzech nie wypadł, za to Zdzisław nie zważał na to, która gałąź jest mokra a która nie. Rozmyślając o swoim wymarzonym stanowisku przywódcy stada, skakał bezmyślnie z gałązki na gałąź.
-Zdzisiek, uważaj! Jak wysypiesz to znowu będziemy musieli...
-Spoko Stefan! Nie jestem aż takim idio...
I potem w mgnieniu oka, wydarzyło się kilka rzeczy. Zdzichu poślizgną się na gałęzi i spadł na kolegę przez co wszystkie żołędzie spadły do kosza stojącego pod drzewem i zatonęły w cuchnącej mieszance śmieci. Niestety jednocześnie koszyk Stefana zaczepił się o jedną z gałązek i podarł na kilka kawałków.
-Zdsisiek, coś ty zrobił?! Przez ciebie znowu będziemy musieli je wyławiać z tej śmierdzącej breji! Pal sześc koszyk ale orzechy? Nie mam zamiaru tłumaczyć się przed szefem dlaczego nasze żarcie zalatuje psią kupą!
-Stefan, opanuj się! Po prostu weźmiemy inne orzechy!
-Jakie, powiedz mi, jakie! To były wszystkie orzechy z tego parku... - wiewiór skulił się i zaczął myśleć jak wytłumaczy żonie, że wyjeżdża za granicę i to na bardzo długo. Zdzisław podszedł do skraju gałęzi i pomyślał jak w tej chwili postąpiłby prawdziwy przywódca. Zaczął przyglądać się spacerującym ludziom i podejrzanemu kotu, który siedział w torbie jednej różowej babci. I nagle go olśniło. Przecież to takie proste. Czym prędzej pobiegł do przyjaciela aby opowiedzieć swój plan.
-Stefan! Chwała mi! Mam genialny pomysł.
-Myślisz, że lepiej do Kanady czy Uzbekistanu?
-Uzbekistanu, podobno nie ma tam kotów... ale nie o to teraz chodzi! Wiem skąd wziąść te orzechy! Będą nawet o niebo lepsze od tych marnych żołędzi. - na twarzy Zdzicha pojawiła się mina dziecka, które za chwilę podkradnie ciastko z szuflady w biurku mamy.
-Na wielkiego wiewiórczyna! Chyba nie mówisz o"tym"?
-Tak, mój przyjacielu. Zwiniemy orzechy człowiekom.
-Uff... a już myślałem, że kupimy nielegalne orzechy od Waldka... zaraz,zaraz. ŻE CO?! Czy ty kompletnie postradałeś zmysły?! Mam w nosie co o tym sądzisz ale jak wrócimy do domu to zaciągnę cię siłą do Kaśki!
-Ok, nie denerwuj się! Pójdę już do tej diablicy... ale teraz musimy załatwić orzechy.
-Zdzisiek, ty chyba nie mówisz poważnie? - wiewiór wyglądał jakby miał się za chwilę dostać depresji. Patrzył na kumpla tym swoim błagalnym wiewiórczym wzrokiem mając nadzieję, że to jeden wielki żart.
-Stefan. Jeszcze nigdy nie byłem tak poważny jak teraz. Nie byłem taki poważny nawet na pogrzebie mojej teściowej.
-Nie, błagam... ty i te twoje pomysły. Za jakie grzechy? Jestem za młody żeby umierać...
-Nie rozklejaj mi się tutaj! Będzie dobrze, po prostu zabierzemy trochę orzeszków i wrócimy jak gdyby nigdy nic do domu. A może nam się poszczęści i znajdziemy trochę tych laskowych co je tak lubisz?
-Wiewiórczynie... w co ty mnie wpakowałeś?
-Nie martw się. Za kasę z tych orzechów nawet zafunduję ci nowy koszyk, taki wypasiony!
Strasznie się rozpisałam... miałam atak weny twórczej :) Mam nadzieję, że spodobał wam się kawałek z życia Stefana i Zdzisława. Za tydzień, może wcześniej może później, napiszę ciąg dalszy i może jakąś recenzję :D
Tenshi0406
Komentarze
Prześlij komentarz