O.Z.S.M. Dywizja V – Rozdział 5: Czas na upgrade!, część 1

Eeee... Tym razem prawie pamiętałam! Uświadomiłam sobie o publikacji, kiedy wczoraj zasypiałam! Wybaczcie, nie miałam już siły x'D
Jednak teraz, przy najbliższej okazji, już poprawiam swoje niedopatrzenie! Pamiętajcie, nadal będę się starać!
Miłej lektury ^^

  Następnego dnia znów obudził się wcześnie. Okazało się, że wczoraj nie było tak źle... Przez jakiś czas on i Wanny mieli kiepski nastrój, ale kiedy znowu zaczęli rozmawiać luźno o pracy, Dywizji, Anglii i innych rzeczach, od razu zrobiło im się lepiej. Co prawda Cyrila zszokowała odrobinę informacja o celu istnienia organizacji, do której przynależał (dopiero weterynarz oświeciła go w tej kwestii), ale ostatecznie jakoś to przeżył. Miał wrażenie, że niedługo zacznie hartować się w tym miejscu. Ubrał się pospiesznie, po czym pognał do stajni. Tam zastał już schludnie ubraną Wandę.
- O, Cyril! Cześć, dobrze, że jesteś! Mam dla ciebie dobrą wiadomość – zaczęła podekscytowana. - Wczoraj szło ci na tyle dobrze, że zdecydowałam, iż mogę cię przydzielić do trochę trudniejszych obowiązków. Nadszedł najwyższy czas, by TO zrobić, więc okazja jest świetna!
- Tak?! Wanny, to super! - zaświeciły mu się oczy. Czyżby w końcu jakieś ważne, odjazdowe zadanie? - Co będę robił?
- Wykąpiesz ze mną lamy, a później spiszemy razem ich inwentarz!
- ... C-co proszę?
***
- Dobrze. Więc zróbmy to tak: zanim zajmiemy się zadaniami na dziś, poznamy cię bliżej z kilkoma zwierzątkami. Pokochasz je! - przyjaciółka delikatnie pchała przed sobą Kiriłła, próbując dodać mu tym odwagi. Mocno powstrzymywał odruch zaparcia się nogami.
- Sądzę, że to może nie być najlepszy pomysł, Wanny...
- Nonsens! Po prostu mi zaufaj. Musisz spróbować pokonać irracjonalne lęki, a wtedy sam się zdziwisz, że to naprawdę nic strasznego.
- Czyżbyś była też psychologiem? - mruknął cicho.
- Nie, ale miałam trochę kursów i warsztatów psychologicznych. Liczy się? - spytała pogodnie. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Odrobinę go zatkało. Dziewczyna dostrzegłszy to stała się jeszcze bardziej pewna siebie. W końcu dotaszczyła go do lamorożców. - Chodź, najpierw musisz bliżej poznać się z jakimś... Wiem! Chodź, idziemy do Momoi. Słodszej lamci chyba nie ma na tym świecie!
- L-lamci...?
- Szybciej, Cyril! Popatrz! - miedzianowłosa niemal dosłownie postawiła go przed zwierzęciem. W boksie stało... Najsłodsze stworzenie, jakie chłopak w życiu widział. Przetarł oczy z niedowierzaniem. Lamorożec miał bladoróżowy róg, który pod wpływem promieni słonecznych błyszczał odrobinę tak, jakby był zrobiony z masy perłowej (właściwie nasz bohater później się rozejrzał i zrozumiał, iż rogi wszystkich parzystokopytnych należących do Dywizji tak wyglądają, lecz właśnie zauważył to po raz pierwszy, więc był pod ogromnym wrażeniem). Szare oczy Momoi okalały piękne, długie i gęste rzęsy, tak jak u pupilki Cleo, a sierść miała jasny kolor. Przechodził on od lekkiego beżu, poprzez biel podobną do umaszczenia Skazki, aż do pudrowego różu na końcach. Natomiast pyszczek miał przeuroczy wyraz również kojarzący się z towarzyszką Katii, lecz jeszcze od niej łagodniejszy. Stworzenie spojrzało prosto na niego.
- Ojej... - wyrwało mu się, kiedy wyłupiał na nią oczy. Opiekunka stajni pokiwała głową z satysfakcją.
- To lamcia Kaprala. Najłagodniejsza i zarazem strasznie troskliwa, bo próbuje się wszystkimi opiekować. Towarzyska, najbardziej jednak kumpluje się ze Skazką... Śmiało, dotknij jej sobie.
- C-cześć... - szepnął niepewnie, powoli próbując musnąć ją za uchem. Przymknęła powieki i przechyliła głowę, nadstawiając się. W końcu jej dotknął i poczuł miękkość otulającą jego palce. Z chwili na chwilę głaskał istotę bardziej zdecydowanie, a ona na swój lami sposób wydawała się wręcz uśmiechać. - Ona jest taka... Taka... Taka śliczna... - powiedział drżąco, ze wzruszeniem. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać... I właściwie słusznie, gdyż niedługo potem zaczęły płynąć mu łzy. Jednak mimo to nie oderwał się od niej.
***
- Nie żebym chciała przeszkadzać, ale może naprawdę już powinieneś ją puścić i iść ze mną pracować... - rzuciła Wanda, chyba już po raz pięćdziesiąty. - Nic nie jadłeś, nie jesteś głodny? Przyniosłam truskawki. Mam też śmietanę i gofry. Pomyślałam, że może chciałbyś zjeść coś ekstra, więc przygotowałam wieczorem... - spróbowała go przekupić żarciem, lecz i to nie podziałało. Miała do czynienia z ciężkim przypadkiem. Z jednej strony świetnie, że się przekonał, ale...
W końcu odpadnie mu ręka od tego głaskania. I robotę mieli...
  Nagle usłyszeli świst i blondyn odruchowo oderwał wzrok od słodkich ocząt. Cleo przeskoczyła zwinnie płotek, stając obok dziewczyny z subtelnym zainteresowaniem.
- Czy ktoś powiedział "gofry"? - wyraz twarzy miała uprzejmy, lecz głos zabrzmiał dość władczo. - O! - zauważyła młodego mężczyznę. - Zaprzyjaźniłeś się z Mo, fajnie. Może wreszcie przestaniesz robić wytrzeszcz na lamorożce. Gdyby Charmiona była wrażliwsza, już dawno nabawiłaby się traumy przez twoje zachowanie – dorzuciła z przyganą.
- P-przepraszam, nie chciałem... - wydukał zszokowany. Nie przyszłoby mu wcześniej do głowy, że mógł urazić te zwierzęta, ale teraz, kiedy bardzo polubił delikatną Momoi nie wydało mu się to już dziwne. W końcu podziękował parzystokopytnej i powoli się od niej odsunął. Nie chciał, aby Kleopatra wzięła go za psychola... Dyskretnie spróbował wytrzeć resztkę łez na policzkach.
*** 

Kolejna część standardowo za tydzień w środę... Naprawdę będzie coraz lepiej T-T
Zostańcie z nami,
Wasza Constabla <3

Komentarze