O.Z.S.M. Dywizja V – Rozdział 5: Czas na upgrade!, część 2
Cześć,
kochani! Tak się złożyło, że znów publikuję posta bardzo
późno... Pamiętałam, ale po prostu ciężko było mi się zabrać
do wstawiania. Jednak, hej, przynajmniej to jeszcze środa! :D
Mam
nadzieję, że cieszyć i radować się będziecie tą częścią (i
wszystkimi innymi również, oczywiście!).
Miłego
czytania <3
***
- No i
widzisz. Zupełnie nie miałeś się czego bać – odezwała się
egzotyczna piękność, siedząc z nimi na dużym kocu piknikowym
przed stajniami i oczywiście podjadając im jedzenie. Mówiła z
pełnymi ustami. Co jakiś czas przychodził ktoś z Dywizji pytając
się, czy może się poczęstować, lecz każdy spotykał się z jej
oburzonym warknięciem, takim jak w tej chwili.
- Czemu
niby? Masz śniadanie na stołówce za dwadzieścia minut? To czekaj
na swoją michę, a nie ludziom głowę zawracasz, sępie!
- A ty
to niby co?! - w końcu ktoś się zdenerwował.
- Nie
masz prawa porównywać się do mnie, plebsie! Za kogo ty się
uważasz?! Jak w ogóle śmiesz mi przerywać konsumpcję! A tak w
ogóle, to mam tylko PRZERWĘ w robocie, pustogłowiu!
Po tej
odpowiedzi kolejny natręt taktownie i prędko się oddalił.
Właściwie, Kiriłłowi było całkiem przyjemnie. Nie wyobrażał
sobie lepiej spędzanego ranka.
- Charmi,
łap – Cleo zawołała do swojej pupilki, po czym mocno i zręcznie
rzuciła kawałek gofra z bitą śmietaną w jej stronę. Lamorożec
z gracją złapał kęs w locie.
- Świetnie
rysujesz – romantyk odezwał się nagle, patrząc na ukochaną.
- Hę?
- przechyliła głowę z zainteresowaniem.
- W
"Galerii Lamorożców" w holu widziałem twoją pracę. Nie
miałem okazji się wszystkim przyjrzeć, ale w pośpiechu zauważyłem
kilka. Jest... No, bardzo ładna. Pomysłowa – wyjaśnił spięty.
- Aha.
Fajnie, że ci się podoba. Lubię mandale – wyznała bez większych
emocji. - Wyciszają mnie. Mandale i Charmi to dwie rzeczy, przy
których zapominam o irytacji do tego całego beznadziejnego świata.
Więc stwierdziłam, że to sobie połączę. Bo czemu nie. Ma to dla
mnie sens.
Cyril
wpatrywał się w nią oczarowany. Jakby nie było, to już jakaś
bliższa informacja o niej. Udało mu się coś zdobyć!
- W
ogóle, patrz... Chwila, Wanny, pokazywałaś mu jakieś lamorożce
oprócz Mo? - znów odezwała się czarnowłosa.
- Nie,
jeszcze nie. Stwierdziłam, że ona najszybciej go przekona do ogółu
– odpowiedziała Wanda pomiędzy kęsami.
- Faktycznie,
słusznie... Mo jest jak taka truskawkowa kluseczka mochi, trudno jej
nie lubić... A właśnie. Pyszne te truskawki przyniosłaś. I
ogólnie spoko gotujesz – Kleopatra wypowiedziała ten komplement
swoim zwykłym, beznamiętnym głosem.
- Dziękuję...
Zaraz, czy ty zawsze myślisz o jedzeniu?! - miłośniczka fauny
wydawała się jednocześnie poirytowana i rozbawiona.
- No
ta, często tak to może wyglądać – nastąpiło klasyczne
wzruszenie ramion Starszej Oficer. - A, miałam ci powiedzieć... Ty,
no... Kiriłł. Że tam na przykład jest Bariś Romka. Lubi jabłka,
więc możesz go nimi karmić, jak będziesz chciał. Podobno czuje
się osamotniony – wskazała na brązową lamę. O ile Roman
wyglądał jak typowy przystojny fejmik z insta, tak samo jego pupil
mógłby podbijać rankingi popularności jakiejś lamiej odmiany
tego serwisu. Sierść Barego była trochę dłuższa, niż jego
pobratymców (choć nie tak długa jak u Charmiony). Bardzo
błyszczała, a grzywka została ufryzowana w artystyczny nieład
przywodzący na myśl krzyżówkę wyglądu Edwarda ze "Zmierzchu"
i Elvisa Presleya. Również w wyrazie pyska zwierzę miało coś...
Subtelnie męskiego. Cyrilowi trudno było to opisać. W każdym
razie poczuł się nagle przygnębiony. Nawet lamorożec Sierżanta
wyglądał czadowo! "Nie masz z nami najmniejszych szans,
szczawiku", zdawał się mówić. Sfrustrowany nastolatek mógł
się założyć, że JEMU dadzą jakiegoś wycierucha za towarzysza,
gdy przyjdzie co do czego... Miał zostać skazany na taką ofermę,
jak on sam...
- Wszystko
okej, Cyril? - zagadnęła zaniepokojona przyjaciółka, zerkając na
niego ponad ramieniem Cleo.
- T-ta...
Okay, nie przejmuj się... - z trudem odwrócił wzrok od stajni.
- Swoją
drogą... Bari osamotniony? Skąd ten wniosek? Nie widziałam, żeby
coś było nie tak... Chociaż faktycznie może ostatnio trochę
bardziej się izoluje... Myślałam, że taka jego uroda... -
miedzianowłosa spróbowała zarzucić tematem, który ją zmartwił.
- Ja
tam nie wiem, ale podobno Bari tak Romkowi powiedział.
- P-powiedział?!
- weterynarz i Kiriłł zdumieli się jednocześnie.
- No
tak... Oni są ze sobą blisko i mają jakieś kontakty. Ale
właściwie mogę to zrozumieć, bo my z Charmi też mamy mocną
więź. Czasem jak na nią patrzę mam wrażenie, że rozumiem co
myśli... - dodała z lekkim
namysłem.
- Najwyraźniej
jesteście dla siebie naprawdę ważni – odrzekła Wanda z błyskiem
w oczach. Trochę wbrew sobie zaczęła się uśmiechać. Uwielbiała
takie historie o przyjaźniach ludzko-zwierzęcych!
Raptownie
od strony szpitala usłyszeli jakieś krzyki.
- Co to
znaczy, że jeszcze tego nie zrobiłeś?! Czy ty masz pojęcie, że
rozchrzaniłeś właśnie ważne zamówienie?! - krzyknął wzburzony
Kapral, machając przed podwładnym jakimiś papierami.
- Co
się tak pieklisz, wyluzuj, zaraz to zrobię... - odpowiedział
tamten olewczym tonem.
- Zaraz
to zrobisz, tak? A wiesz, że w czasie tego twojego ZARAZ przyjdą
nam co najmniej trzy kolejne zamówienia na TERAZ?! To jest szpital,
gościu! Tu się robi wszystko natychmiast, bo inaczej ktoś może
UMRZEĆ!!! Nie ma mowy, żebym się za tobą wstawiał, więc
będziesz się tłumaczył przed KATIĄ – dorzucił groźnie.
Paradoksalnie wyrzekł imię przywódczyni lekarzy z tak podniosłym
szacunkiem, jakby mówił o wyznawanym przez siebie bogu. Widać też
było, iż mocno skarcony człowiek na ten komunikat w końcu zaczął
się przejmować... - E, ty! - wice Generał wskazał władczo na
innego faceta, który lenił się na trawniku. - Masz dziś wolne?
- No
ta...
- To
już nie masz! Zrobisz zamówienia na wczoraj dla naszych, w tej
chwili! Pomożesz temu nierobowi! Jak się wywiążesz dostaniesz
zapłatę za ten dzień i premię!
- ...
Zapłatę? Premię? Jak tak, to ja lecę, szefie! No problemo! -
wyznaczony pracownik zerwał się z miejsca, potruchtał do
czarnowłosego i przejął od niego potrzebne dokumenty.
- P-panie
Kapralu...! - nagle ze szpitala wybiegł zziajany, dość nudno
wyglądający osobnik.
- Czego?!
- Jest...
Telefon do ciebie... Dzwoni Generał Katia... - biedak wyglądał,
jakby miał wypluć własne płuca.
- CO?!
Czemu dopiero teraz mi mówisz?! - Marceli rzucił się biegiem z
powrotem do budynku, wystrzeliwszy jak torpeda. Mogło się wydawać,
iż zaraz pogubi swoje nogi w pośpiechu.
- Dooobra...
- powoli odezwała się Kleopatra. - Mnie się kończy przerwa, a
poza tym mam przeczucie, że zaraz mnie wchrzanią w jakiś
zapiernicz... Lepiej, żebym tam wtedy była – z rezygnacją wstała
z kocyka, zabierając na drogę gofra. - Trzymajcie się!
- Ty
też! - odpowiedzieli jej ziomkowie z Dywizji.
- No,
to czas na pracę... - podjęła w końcu tymczasowa opiekunka
nowego, gdy znajoma już poszła.
***
Lamorożec
opryskał go od stóp do głów. Chłopak wyglądał teraz niemal
tak, jakby dopiero co wszedł w ciuchach do basenu i po kilku
minutach z niego wyszedł.
- Nie
trzymaj pysiaczków tak sztywno, wtedy robią się niepewne i
chlapią... Hm. Może za wcześnie dla ciebie na kąpiel dorosłych...
Wiesz co, zamieńmy się, ja ją umyję. Szybko dokończę i dam ci
jakąś malutką lamcię. Maleńkie są bardziej niespokojne, ale
łatwiej się je chwyta i jest mniej do mycia – postanowiła
kończąc myć Skazkę, która cały czas ablucji spędziła siedząc
wdzięcznie w wielkiej balii z wyrazem pyska mówiącym "rób,
co musisz". Chciałby myć kogoś takiego, jak ona! Dlaczego
trafiał na zwierzęta, które nie potrafiły siedzieć spokojnie?!
***
Za
tydzień ostatnia część rozdziału, wtedy też podam Wam newsy
dotyczące przyszłych publikacji Piątej Dywizji!
Do
rychłego zobaczenia,
Wasza
Constabla
Komentarze
Prześlij komentarz