O.Z.S.M. Dywizja V – Rozdział okolicznościowy: Wielkanoc ~ Dzień 2, część 2

Yołki Wam! Z niecierpliwością czekam na sobotnie popołudnie. W końcu będę miała urlop i odpocznę, bo jestem wykończona. Urlop oznacza oczywiście więcej pisania ^-^
Łapcie częściówkę, miłej lektury!




***

  Kiriłł nie potrafiłby w jednej chwili opisać tych wszystkich rzeczy, które zdarzyły się w czasie Gry Leśnej w szczegółach. To było po prostu wielkie szaleństwo.

  Najpierw był pokój – tak, pokój pośrodku lasu – z symulacją uderzenia meteorytów. A co potem? Nie chciał sobie przypominać, lecz musiał. Żeby stamtąd wyjść trzeba było rozwiązać jakąś zagadkę na temat tańców rosyjskich. Cudem ogarnęła to Wanda, a potem otworzyły się drzwi. Wybiegli na otwartą przestrzeń i ich oczom ukazał się zbutwiały most. Cóż było robić, zaczęli po tym iść. Udało się sekundę przed rozpadnięciem całej konstrukcji. Szczerze, uważał, że gdyby nie krokodyl, który pływał w tamtym jeziorku pod nimi, byłoby znacznie łatwiej. Potem układali monstrualną układankę godeł i flag różnych państw. W chwili, gdy myślał, iż od teraz będzie trochę spokojniej Wanny musiała ucierać ręcznie masło, a on w tym samym czasie żonglował pochodniami. Żeby przejść dalej i tak musieli wyśpiewać rosyjski hymn... Całe szczęście, że miał swoją przyjaciółkę ze sobą. Sam umarłby już dawno temu od meteorytów (co prawda niby były jedynie symulacją, ale kto je tam wiedział). Nie ogarniał nic z tego.

  Niedługo później mieli trochę normalniejsze zadanie, bo kazali im jedynie pozbierać do koszyków aloesy na czas i wydoić krowę. Żeby się nie rozleniwili, potem biegli jak idioci po polanie szukając pasującej do opisu makiety cerkwi, żeby zgarnąć z niej kolejną wskazówkę. Ile tam było tych makiet? Pięćset?

  W każdym razie, w końcu dali radę. Oczywiście to nie koniec, ponieważ dostali zabytkowe pistolety i stoczyli z jakimś ofiarnym gościem pojedynek, taki jak w dziewiętnastym wieku. To znaczy, on stoczył. Weterynarka dodawała mu otuchy, jednocześnie rozwiązując pokręconą zagadkę z użyciem kolorowych matrioszek dla oszczędności czasu. Ostatecznie nie miał pojęcia, kim był jego przeciwnik. Zdziwił się, że to przeżył.

  Popędzili dalej tylko po to, by zobaczyć przed sobą duży, realistyczny model aktywnego wulkanu. Najpierw wyciągnęli z jego buchającego gorącem wnętrza kolejne instrukcje za pomocą jakiegoś badyla (przez substancję w wulkanie szybko się rozpadł, ale wskazówka o dziwo przetrwała). Dzięki nowo zdobytym wyjaśnieniom zdołali ułożyć w odpowiedniej kolejności butelki wódki ustawione pod drzewami (przeczytali przy okazji, że ich degustacja podczas zawodów jest zakazana). Płynnie przeszli do praktyczno-teoretycznego testu z szermierki i podążyli dalej podejrzanie jasną, spokojną ścieżką. Szli długo, bez większych niespodzianek. Jedyny problem sprawiła im zagadka zainspirowana Kotem Schrödingera, nad którą sporo się nagłowili.

- Hej, Cyril – Wanny przerwała w końcu ciszę. - To tylko ja, czy może też zauważyłeś, że od dawna już nie spotykamy innych wykonujących zadania? Nie jesteśmy sami na tych zawodach, powinniśmy mijać resztę cały czas. Ale w jakimś momencie przestaliśmy.

- Faktycznie – odparł ze zdziwieniem. Przez ciągły ruch i obawę o własny żywot nawet nie skupiał się już na czymkolwiek poza ich dwójką, lecz była to prawda. Na początku cały czas się z kimś mijali, a do pokoju z meteorytami była spora kolejka, gdyż każda grupa wchodziła oddzielnie. Poczuł nagły, narastający niepokój. - Jak myślisz, Wanny, co to oznacza?

  Otworzyła już usta, by odpowiedzieć, kiedy zobaczyli przed sobą ogromny basen i zaniemówiła.

  Nie może być. Czy kogoś już tutaj kompletnie nawiedziło?

  Mieli się siłować z prawdziwym REKINEM?!!!

***

- Z tym rekinem to miałaś porażający pomysł – powiedział Marceli, siedzący obok Katii na honorowym miejscu widowni na mecie. Niczym na stadionie, znajdował się przed nimi ogromny ekran, na którym wyświetlano zmagania zawodników w czasie rzeczywistym.

- Spasibo, moj dorogoj – Rosjanka uśmiechnęła się słodko w odpowiedzi, sięgając po kolejnego szaszłyka z jednego ze szwedzkich stołów. - Eto prawda, mnie toże nrawitsja.

  Wice Generał odwzajemnił uśmiech i już chciał coś dodać, kiedy przeszkodził mu któryś z członków Dywizji.

- Tak, tak, jesteś wspaniała, ale czy nie uważasz, że nasyłać na naszych rekiny to już trochę przegięcie? - spytał ktoś z zażenowaniem. Kilkoro ludzi mu przytaknęło.

- Nigdy nie widziałem takiego wielkiego bydla...

- Ja też nie. Cholera, jak dobrze, że się tego roku nie zgłosiłam...

  Lekarze zdecydowanie byli pod wrażeniem.

- Szto ty goworisz? - odpowiedziała Jekatierina z ogromnym zdziwieniem. - Wied' eto rekin wielorybi! Kto nie miałby ochoty się z nim pobawić?

- Pobawić? Już cię widzę beztrosko pływającą z rekinem! - zripostował rozmówca, lecz zaraz się zawahał. - Chociaż właściwie... Faktycznie potrafię sobie to wyobrazić. Pasowałoby to do naszej Generał – dodał częściowo do siebie, a po części ogólnie. Kapral w końcu nie wytrzymał i wywrócił oczami.

- Tak tylko rzucę, że rekiny wielorybie jedzą plankton – wyjaśnił. - Ewentualnie skorupiaki i inne takie. A że są sporych rozmiarów to naturalne, skoro to największe rekiny świata. O ile dobrze pamiętam, największy zmierzony rekin wielorybi miał prawie dziewiętnaście metrów.

- Poważnie istnieje coś takiego? - odpowiedział zaszokowany random. Większość widowni wydawała się zdziwiona.

- Heh, pewnie, że tak. Naprawdę, żeby nie ogarniać takich fundamentalnych rzeczy...

- A wracając do rekinków! - Katia bez najmniejszych oporów wpadła Marcelemu w słowo rozentuzjazmowanym głosem. - Są bardzo łagodne, wręcz kochane. Można sobie nawet po nich chodzić albo pływać obok. I popatrzcie tylko kakije sładkije ma białe centeczki i brzuch! Idieal'no pasuje do szarej reszty. Jak można nie lubić takiego stworzonka? - pod koniec wypowiedzi przywódczyni lekarzy zabrzmiała wręcz oskarżycielsko.

  W tym samym momencie linię mety przekroczył pierwszy zespół. Była to para.

- Dobra, jestem na maksa wykończona. DAWAĆ NAM TU ŻARCIE, Romek ledwo dycha! - na sporej polance rozległ się władczy głos Kleopatry.

***

- ILE to ma metrów długości?! - przeraził się Cyril. Nie ma mowy, nie da rady. Zaraz tu umrze, zemdleje, przez Wanny zje go rekin...

- Eeeeee... Jaki słooodki! - lekarka wykrzesała z siebie nawet sporo entuzjazmu.

- Serio, Wanny? SERIO?!

- No bo popatrz na to z innej strony, Cyril – odparowała rzeczowym tonem. - Tak zupełnie obiektywnie. Czy nie jest piękny? Spójrz na te białe centki! - ni stąd, ni zowąd Wanda pomyślała o Generał. Ten rekin był bardzo w jej stylu nawet kolorystycznie. Musiał się jej bardzo podobać... Zresztą, ona sama również by się nim bez reszty zachwycała, gdyby tylko nie krztusiła się własnym przerażeniem.

- Wanny, pogadamy o tym jak skończymy ten horror, okay? Bo jak się za to zaraz nie weźmiemy to nie chcę cię martwić, ale tu zemdleję. Jesus, ja widzę podwójnie... - złapał się lekko za głowę i poczekał chwilę, aż otoczenie przestanie wirować, oddychając głęboko. - Dobra – powiedział po chwili nieco silniejszym głosem. - Nie ma czasu. Chwilowo ogarnąłem, więc róbmy, co trzeba. Jaki jest plan?

***

- Dlaczego JA to robię?

- Już to przerabialiśmy. Jestem lepszą pływaczką i do tego mam większą odporność na stres – lekarka miała już na to gotową odpowiedź.

- Aha, i dlatego mam robić za przynętę?!

- Cyril, uspokój się, proszę. Tak szczerze to moje zadanie jest trudniejsze. To ja mam przepłynąć obok REKINA w małym basenie, zgarnąć kamora ze wskazówką z samego dna i wiać. A ty musisz tylko wymachiwać nad basenem jakimś badylem z drugiej strony. Hm, tak myślę, że mogłoby działać lepiej, gdybyś machał nogami – szatynka widocznie się zamyśliła.

- NIE MA MOWY, WANNY! Żadnych nóg, nie będę kaleką!

- Dobrze, dobrze... Nie unoś się tak. Damy radę – odrzekła uspokajającym głosem. - Gotowy? - spytała go. Wisiała na drabince po drugiej stronie basenu, czekając na odpowiedni moment.

- ... Ta. Zróbmy to – potaknął. W jego głosie było słychać przerażenie, jednak jednocześnie zabrzmiał pewnie. Z determinacją zacisnął palce na kiju.


***


Rekin wielorybi – Wikipedia, wolna encyklopedia
Właściciel: Generał Katia
Gatunek: Rekin wielorybi
Imię: Wasilij


Objaśnienia obcojęzyczne:
Spasibo, moj dorogoj (ros.) - dziękuję, mój drogi
Eto prawda, mnie toże nrawitsja (ros.) - to prawda, mnie też się podoba
Szto ty goworisz? (ros.) - co ty mówisz?
Wied' eto... (ros.) - przecież to...
Kakije sładkije (ros.) - jakie słodkie
Idieal'no (ros.) - idealnie


Uwielbiam te rekinki!

Do niedzieli,

Wasza Constabla


PS Pamiętajcie, że rekiny wielorybie są zagrożonym gatunkiem objętym ochroną. Katia uzyskała swojego zwierzaka w skomplikowany, legalny sposób. Jeśli nie macie odpowiednich kontaktów (na przykład na Filipinach) i 250 metrowego akwarium, nie róbcie tego w domu!

Komentarze