O.Z.S.M. Dywizja V – Rozdział okolicznościowy: Wielkanoc ~ Dzień 1, część 4

Priwiet! Mam nadzieję, że wciąż towarzyszy Wam świąteczny duch Wielkanocy, ponieważ połowa zabawy jeszcze przed nami. Wiem, że minęło już od tej okazji trochę czasu, ale hej, to tylko szczegół! Zresztą Generał Milka zwyczajowo łazi z koszyczkiem ze święconką do kościoła na Boże Narodzenie, więc ten XD


***
  Jako, że mieli wolne, po zmianie pracowników jeszcze trochę posiedzieli przy stole i przy okazji powitali tych, którzy dołączyli później. Nie trwało to jednak zbyt długo, ponieważ Cyril nie miał ochoty długo się tam bawić ze względu na fakt, że Cleo już poszła do pracy.
- Ja będę się zbierał – ogłosił w końcu, wstając ze swojego miejsca. - Wesołych Świąt wszystkim!
- No, ja też niedługo... Jeszcze tylko może capnę kilka tych pysznych tartinek i będę się zwijała – odpowiedziała Wanny, z wewnętrznym rozdarciem spoglądając na stół. Teoretycznie byli jeszcze umówieni na wspólne spędzenie dnia. 
- Spotkamy się za godzinę? - zaproponowała w końcu.
- Jasne – uśmiechnął się. Już miał odejść, kiedy go zatrzymała.
- A, zapomniałabym! Cyril, to dla ciebie.
  Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Dawała mu figurkę lamorożca, którą wygrała przy zbijaniu się jajkami. Widząc jego niezrozumienie, pośpieszyła z wyjaśnieniem.
- Widziałam, że bardzo ci się spodobała, a sama właściwie mam takich już kilka, bo kiedyś sobie robiłam. W razie potrzeby też mogę zrobić więcej, więc to nie problem. Więc tak pomyślałam, że może chciałbyś ją sobie wziąć? - zaproponowała ciepło.
- ... Wanny, dzięki, nie wiem, co powiedzieć... Chętnie ją wezmę. Dziękuję, że o mnie myślisz... Chociaż trochę się zastanawiam, czy to fair, żebym miał tak dużo prezentów dzisiaj... Kartka od ciebie, figurka, tamten kosz... - wyznał trochę zmartwiony.
- Hę? Tym się nie przejmuj! To zupełnie normalne w naszą Wielkanoc! Ważne, żebyś był szczęśliwy – zapewniła go.
- Okay... Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, Wanny – odpowiedział nieśmiało.
- Nie ma za co – odrzekła pewnym głosem i pogłaskała go po białym pluszu na głowie. Zdawało mu się, że poczuł, jak przy okazji trochę pobawiła się jego króliczymi uszami... Cała jego radość jakby wyparowała.
- Oj, przepraszam! Nie smuć się, nie mogłam się powstrzymać! - przyznała się ze skruchą. - Ale poczekaj, dam ci jeszcze na drogę tartinkę. Na pewno poprawi ci humor!
***
  W tym czasie Roman wciąż spoglądał na wygraną przez siebie figurkę lamorożca. Od kilku godzin co jakiś czas wracała do jego umysłu ta sama myśl. Odwzorowane zwierzę było tak ładne, że zaczął marzyć o takiej samej figurce przedstawiającej Barego... Zawsze żałował, że sam zupełnie nie znał się na sztukach plastycznych, a tym bardziej nie miał do nich najmniejszego talentu...
- Co tam, Romano? Cały czas gapisz się na tego lamorożca. Stało się coś? Przeżarłeś się? - zagadnął w końcu jego znajomy siedzący w pobliżu.
- Bardzo mi się podoba, no co poradzę... - odmruknął.
- Kiedy ty się zrobiłeś taki wrażliwy na sztukę, co? - przytknął mu chłopak.
- Wypraszam sobie, zawsze byłem wrażliwy na sztukę. Nie bez powodu fascynują mnie Włochy – odrzekł śmiertelnie poważnie. - Ciekawi mnie, kto zrobił tą figurkę...
- Coś słyszałem, że to Wanny. Trzeba przyznać, utalentowana laska – ze zdziwieniem odpowiedział młodzieniec. Kiedy wspominał dziewczynę, w jego głosie pojawiło się coś na kształt podziwu.
- Wanny... - powtórzył Romek. Coś mu świtało. Na pewno już z nią kiedyś rozmawiał. Zazwyczaj nie przejmował się za bardzo takimi rzeczami, ale teraz bardzo postarał się sobie przypomnieć. Wanny... - No tak... Czy to nie była ta weterynarz i opiekunka stajni?
- Jak zwykle zamulasz – towarzysz zaśmiał się z politowaniem. - TAK, zgadza się, Romano. To właśnie ona. I siedzi TAM – wskazał mu miejsce trochę po prawo przy przeciwnej stronie stołu, gdzie miedzianowłosa lekarka z imponującą prędkością pochłaniała tartinki.
- Dobra. Dzięki, stary – mruknął szatyn, wstając z miejsca. Przechodząc obok pomocnego kolesia, klepnął go w ramię w geście wdzięczności.
- Ee?... E! Romano, a ty gdzie leziesz? - zawołał tamten, nie otrzymał jednak odpowiedzi.
  Po chwili Roman stał już za krzesłem interesującej go osoby i zastanawiał się, jak się do niej zwrócić. Chyba nie powinien od razu zaczynać od zdrobnienia, w końcu nie znali się dobrze... Ale jak brzmiało jej pełne imię? Nie mógł skojarzyć. Coś pamiętał, że też na "w"... Musiał przyznać, że jego podświadoma ignorancja wszystkiego nawet jemu samemu czasem zaczynała przeszkadzać. Przecież znał to imię... Cóż, musiał spróbować. Jak nie trafi, to trudno.
- Cześć, Wando – zagadnął, starając się brzmieć zarazem pewnie i obojętnie jak zwykle. Dziewczyna aż podskoczyła na krześle z zaskoczenia. Gorączkowo odłożyła na wpół zjedzoną tartinkę i wytarła delikatnie usta, które przez jej szybki ruch ubrudziły się białym serem. Z ewidentnym szokiem w oczach zerwała się z miejsca, stając naprzeciwko chłopaka.
- R-roman?... Cześć... - zająknęła się mocno. Na jej policzkach pojawił się mocny rumieniec, ale rozmówca nawet tego zbytnio nie zauważył. Wiedziała, że patrzenie na niego pogarsza sytuację, lecz nie potrafiła (i nie chciała) spuścić wzroku. Zmusiła się do powiedzenia czegoś jeszcze, żeby nie wyjść na zupełną idiotkę, chociaż tak szczerze nie spodziewała się polepszyć swojego wizerunku... - C-czy coś się stało?
- Właściwie to nic takiego, po prostu dowiedziałem się, że to ty zrobiłaś te figurki lamorożców, które dzisiaj rozdawał Marceli...
- A... Tak, to prawda, jestem jedną z osób, które je zrobiły... Coś z nimi nie tak? - wpatrywała się w niego z zagubieniem.
- Nie tak? Nie! One... - spróbował się trochę ogarnąć. Rzadko kiedy prosił o coś innych i przez to nie bardzo wiedział, jak się zachować. Musiał odpowiednio sformułować słowa. - Są bardzo ładne i właśnie dlatego chciałem cię o coś poprosić... No i przy okazji chciałem ci życzyć wesołych Świąt, więc fajnie się złożyło – uśmiechnął się niemrawo. Nie chciał być dla niej niemiły, a prawie zapomniał o takcie. Często mu się to zdarzało... Miał nadzieję, że tym razem nie schrzanił.
  Wanda w ostatniej chwili powstrzymała się przed otwarciem ust ze zdumienia.
- Dź-dziękuję... Też chciałam ci życzyć wesołych świąt... Mam nadzieję, że będziesz się w ich czasie świetnie bawić i zapamiętasz je na długo – otrząsnęła się na tyle, że w końcu skleciła jakąś składną odpowiedź. Uśmiechnęła się promiennie, tak jakby rozmawiała z zupełnie zwykłą osobą... Jakby serce nie próbowało wyskoczyć jej z piersi, a oddech nie zatrzymał się gdzieś w połowie drogi z płuc. To był Roman. Naprawdę rozmawiała z Romanem...! Wzięła uspokajający wdech, ale płytki, żeby szatyn nic nie zauważył... - Czego potrzebujesz? Zrobię dla ciebie wszystko, co będę w stanie – niby udało jej się użyć przy tym normalnego tonu, ale w tej samej sekundzie pojęła, że dobór jej słów był zdecydowanie zbyt szczery... Policzki Wanny przybrały jeszcze ciemniejszą barwę.
  Romek mógłby nawet to zauważyć, gdyby nie fakt, że akurat wlepił wzrok w okno. A w takim wypadku zupełnie nic z dylematów rozmówczyni nie dotarło do jego świadomości.
- Dziękuję. Chciałbym, abyś zrobiła dla mnie figurkę Barego. To dla mnie bardzo ważne. Odwdzięczę się za to, ewentualna cena nie gra roli...
- Ch-chyba żartujesz! - obruszyła się mocno. - Drobnostka, chętnie ci zrobię taką figurkę. Nie ma mowy, żebym coś od ciebie za to wzięła.
  Roman w końcu na nią spojrzał, zaskoczony.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale nie mogę się na to zgodzić. Materiały, robocizna... Przecież to wymaga wysiłku i czasu. Jeśli nie chcesz pieniędzy, mogę odwdzięczyć się czymś innym. Jestem otwarty na propozycje, ale bez żadnego wynagrodzenia tego nie zostawię...
  Dziewczyna przygryzła lekko usta. Mówił bardzo stanowczo, więc chyba faktycznie nie mogła tego zbyć... Jeśli już musiała coś wybrać, dobrze wiedziała, co chciałaby odpowiedzieć... Niestety nie miała na to śmiałości. Postanowiła więc jakoś to przeciągnąć.
- R-rozumiem... To będzie dla mnie przyjemność, ale skoro się upierasz możemy powiedzieć, że będziesz mi winien małą przysługę. Kiedy będę czegoś potrzebować, w roli rewanżu po prostu przyjdę do ciebie i poproszę o to. Sądzę, że to chyba uczciwe?
- Tak, faktycznie... Nie ma problemu, umowa stoi – uśmiechnął się ponownie, tym razem z trochę większym przekonaniem.
- Świetnie. To... Jak będę miała chwilę wolną, od razu się tym zajmę.
- Dziękuję ci, Wanny. Bardzo to doceniam... Cóż, to do zobaczenia jutro na Grze Leśnej – pomachał jej lekko na pożegnanie i zaczął wracać na swoje miejsce przy stole.
- Cześć... - odszepnęła, opadając na krzesło. Przez jakiś czas się zawiesiła. Jej znajomi coś do niej mówili, ale nie miała pojęcia co, poza tym nie było to teraz istotne. Przecież rozmawiała sam na sam z Romanem! No, tak jakby, bo cała sala była wypełniona ludźmi. Chodzi o to, że pierwszy raz zwrócił się tak bezpośrednio do NIEJ, przyszedł, żeby z NIĄ porozmawiać. To się wcześniej nie zdarzyło. Brała udział w rozmowach z nim jedynie przy okazji faktu, że obok stał ktoś inny, kto z nim rozmawiał... Jakby w półśnie na jawie dokończyła swoją tartinkę, spoglądając z rozmarzeniem na ozdobną serwetkę złożoną techniką origami. Dopiero po jakimś czasie zerknęła na zegar i przypomniała sobie o pewnym fakcie.
- Ojej! To już tak późno?! Przecież umówiłam się z Cyrilem...!


I tymi słowami nareszcie kończymy dzień pierwszy Wielkanocy naszej ulubionej Dywizji! Mam nadzieję, że się nie nudziliście. A już w niedzielę ruszamy z dniem drugim!
Całusy, 
Wasza Constabla

Komentarze