O.Z.S.M. Dywizja I WALENTYNKI

Jak zapowiedziałam na fb, czas na to aby ludzie w pierwszej dywizji spędzili swoje walentynki :D Z góry uprzedzam, że jako rozdział okazjonalny, ten rozdział jest wyjęty z głównej fabuły (o ile mogę tak nazwać pisanie o niczym przez tyle rozdziałów) i nie ma chronologicznego miejsca w oposach :*

   Cisza i spokój. Po kilku godzinach przekładania papierów, Felicji w końcu udało się znaleźć chwilę wytchnienia. Zazwyczaj nawet na przerwie łapali ją ludzie prosząc o zatwierdzenie swoich projektów. W ostatnim czasie jednak udało jej się znaleźć przytulną polankę, ukrytą w pobliskim lesie, na której nikt nie mógł jej znaleźć. W sumie, nikt nie szukał. Z jakiegoś powodu, większość członków pierwszej dywizji nie wyobrażała sobie, że można z własnej woli wyjść dalej niż granica siedziby. Bardzo jej taka sytuacja odpowiadała i  bez skrupułów chowała się między drzewami nawet na kilka godzin, żeby w spokoju poczytać książkę, lub czasem się zdrzemnąć.
  Tym razem przyniosła ze sobą książkę, którą polecił jej Kapral. Była o jakimś włoskim księdzu, który w ramach walki z komunizmem, przebrał się i pojechał z wycieczką do ZSRR, aby tam w sekrecie nawracać ludzi. Całkiem zabawna, jak na opowieść o dość smutnych czasach.
  - Pssst!
  Zabawne, zdawało jej się, że słyszała jakiś szept z pobliskich krzaków.
  - Hej, kretynko! Choć tu!
 Felicja westchnęła. No i tyle ze spokoju. Schowała książkę do torby i podeszła do bardzo gadatliwego krzewu, którym okazał się być Igor.
 - Czego chcesz? Nie powinieneś spędzać walentynek, będąc otoczonym przez piszczące laski i czekoladę, czy coś?
 - Nawet się tak nie śmiej! Walentynki to najgorszy dzień w roku! Wszyscy próbują się mnie pozbyć, a od tygodnia dostaję dwa razy więcej listów z pogróżkami niż zazwyczaj!
 - Myślałam, że ludzie Cię nienawidzą przez cały rok, nie tylko jednego dnia
 - Och, zazwyczaj nie mogą mi nic zrobić, praca w czwartej dywizji jest na tyle niebezpieczna, że nasz generał wydał rozporządzenie zakazujące robić nam specjalnie jakąkolwiek krzywdę. Ktoś jednak wpadł na pomysł, żeby zaproponować Milce coroczną "zabawę" w upoluj Igora. Kto mnie zobaczy, ma prawo bić ile chce. Rok temu byłem w śpiączce przez dobre dwa miesiące po walentynkach
 - Chcesz powiedzieć, że na luzie mogę cię w tym momencie zatłuc i zostawić, abyś skonał?
 - Chcę powiedzieć, że masz wybitną okazję, aby mi pomóc i uzyskać moje względy!
 - Pierwsza wersja mi się bardziej podoba
 - Zlituj się! - Igor chwycił się ostatniej deski ratunku, czyli błagania o litość. Zazwyczaj Fela by to wyśmiała, ale tym razem wyglądał tak żałośnie, że postanowiła mu odpuścić. Zrobiła tylko szybko telefonem pamiątkowe zdjęcie i odwróciła się kierując w stronę biblioteki.
 - To moje miejsce, więc jeśli jeszcze kiedyś cię tu zobaczę to sama cię dopadnę za rok - wspomniała jeszcze odchodząc.
 W sumie słyszała wcześniej o tej walentynkowej rozgrywce i uznała, że lepiej nie wspominać biedakowi o tym, że pomysłodawcą była jego siostra. Relacje tego rodzeństwa wciąż wydawały jej się zagmatwane.
 - O! Hej Fela! Nie wiem, czy zauważyłaś, ale twoje  biurko jest jeszcze bardziej zawalone niż zwykle! Dzisiaj to w większości czekoladki, masz powodzenie! - Jak tylko weszła do głównego holu, powitał ją Mikołaj
 - Cześć Mikołaj. Wybierasz się gdzieś?
 - Jeszcze pytasz? - kapral wydawał się urażony - Dzisiaj jest premiera Black Panther! Oczywiście że się gdzieś wybieram!
 - A...aha - Starsza oficer nie miała pojęcia o czym on mówi, ale postanowiła nie wnikać. Nigdy nie była za bardzo zainteresowana kinem, książki jej w zupełności wystarczały - to baw się dobrze w takim razie. Idziesz ze swoją dziewczyną?
Chłopak zastygł na chwilę i zmarszczył czoło
 - Wiedziałem, że coś pominąłem! Miałem przez ostatni rok tyle pracy, że znowu zapomniałem, żeby sobie znaleźć dziewczynę...meh, może za rok się uda. Do zobaczenia!
  Felicja dawno nie widziała go tak podekscytowanego. Mikołaj odżywał, kiedy chodziło o filmy, lub łamanie ludzkiej prywatności. Z drugiej strony, przebywanie z nim przez dłuższy czas sprawiało, że sama zarażała się jego entuzjazmem do tych dwóch rzeczy.
  Zgodnie z tym co powiedział, jej biurko było solidnie zawalone najróżniejszymi rodzajami i smakami czekolady. Nie żeby Starsza oficer przez ostatnie dwa tygodnie "przypadkiem" wspominała wszędzie na około, że nie lubi słodyczy i nie toleruje laktozy. Prawdopodobnie jedyną osobą, która na to zwróciła uwagę, był Mikołaj, który skrzętnie to zanotował przed powrotem do dalszej pracy.
 - Łukasz! - zawołała chłopaka, siedzącego przy jednym z pobliskich stołów. Młodszy oficer natychmiast się podniósł i prawie że podbiegł do swojej przełożonej - Mógłbyś proszę sprzątnąć tą całą czekoladę? Nie obchodzi mnie co z tym zrobisz, możesz zjeść, wyrzucić, albo rozdać ubogim. Cokolwiek.
 - Oczywiście! Coś jeszcze? - zdawało się, że wcale mu nie przeszkadzało bycie traktowanym jak sekretarka
 - Tylko to, żebyś wrzucił do tamtego pudła pod ścianą wszelkie projekty, które znajdziesz. Nie lubię mieć zawalonego biurka. Bardzo Ci dziękuję.
 - Ekhm...Pani Oficer... - chłopak wypowiedział te słowa z taką czcią, że wręcz było słychać wielkie litery.
 - Słucham?
 - No bo...ja słyszałem, że nie lubi Pani słodyczy...więc przygotowałem dla Pani koszyczek z pomarańczami...
 - To bardzo miłe z twojej strony. Dziękuję. Możesz go zostawić gdzieś w gabinecie, jak wrócę to z przyjemnością spróbuję.
 - Oczywiście, jak Pani wróci, to będą czekać!
  Felę zastanowiło, skąd ludzie w dywizji biorą tyle entuzjazmu do prostych rzeczy. Od kiedy tylko pojawiła się w oposach, Łukasz automatycznie uczynił z niej coś na wzór idola. Wydawało by jej się to bardziej zrozumiałe, gdyby się w niej zakochał, ale zdaje się, że chłopak zaczął ją podziwiać do tego stopnia, że byłby oburzony samą myślą, o tym że miałby się romantycznie zainteresować kimś tak wspaniałym, jak jego przełożona. Był jedną z tych osób, które generał nazywała litościwie "kluskami", cokolwiek to określenie miało oznaczać.
  Tymczasem musiała powrócić do wykonywania swoich obowiązków i zanieść kilka dokumentów do skatalogowania i zarchiwizowania przez VIII dywizję. Najszybsza droga do siedziby ósemki prowadziła przez las, ścieżką po której szła pierwszego dnia razem z Milką. Dróżka ta była zazwyczaj mało uczęszczana, ale dzisiaj wszędzie można było spotkać grupki ludzi, grających w "upoluj Igora", kilkoro nawet do niej podeszło, pytając czy go przypadkiem nie widziała.
   Za każdym razem odpowiadała, że nie ma pojęcia, gdzie czwarty wice-generał może się podziewać. Oczywiście nie dlatego, że było jej żal chłopaka. Uważała, że ma to na co zasłużył. Troszczyła się jednak o to, żeby jej tajne miejsce pozostało tajne. Tym bardziej, że chłopak pewnie już dawno się stamtąd ewakuował.
  Gdy w końcu dotarła do dworku, od wejścia usłyszała Wiktorię.
 - Ale jak to nie dostanę przepustki?! Miki dostał, żeby pójść na premierę jakiegoś głupiego blockbustera, a ja nie mogę żeby w walentynki spotkać się z chłopakiem?!
 - Po raz kolejny ci tłumaczę - z twarzy Sary nie schodził delikatny uśmiech - że Mikołaj prosił o tę przepustkę dwa miesiące temu, a ty przyszłaś zaledwie pół godziny temu. Wszystkie przepustki muszą być zatwierdzone przez mojego generała, a jeżeli jesteś kapralem, to musisz mieć zatwierdzenie również od twojego generała, jak i od Pierwszej generał. Takie są procedury, nie da się tego załatwić w jeden dzień, nie ważne jak bym na rzęsach nie stawała.
 - Daj spokój! Dobrze wiesz, że mój generał jest niespełna rozumu! Ubzdurał sobie, że skoro są walentynki, to będzie jadł tylko potrawy z Grecji! Nikt nie ma nigdy pojęcia o co mu chodzi! Potrzebujesz zgody kogoś takiego?!
 - Nic ci nie poradzę, że takie mamy procedury. W drodze wyjątku, jako wice-generał możesz się podpisać za Miser Iksa, ale pozostałych podpisów ci nie wyczaruję. Ogłoszenia o tym są powywieszane w każdej dywizji, więc obawiam się, że to tylko i wyłącznie twoja wina, że ich nie doczytałaś
 - Może pomogę? - do rozmowy wtrąciła się w końcu Starsza Oficer
 - O! Felicja! Miło cię widzieć - Sara dopiero teraz zauważyła jej przybycie
 - Przyniosłam dokumenty o które prosiłaś. A skoro już tu jestem to może razem zaradzimy problemowi Wiktorii. Potrzebuje tylko zgody twojego generała i Milki?
 - Znaczy, zgodnie z procedurami, jako kapral potrzebuje zgody trzech generałów: swojego, Ósmego i jednej z "Wielkiej Trójki", w tym wypadku Milki. Myślę, że biorąc pod uwagę, że mimo oficjalnego stopnia to Wiktoria bierze na siebie większą odpowiedzialność za dywizję, możemy odpuścić podpis Dziesiątego. Ba! Jako kapral mogę się powołać na brak czasu mojego szefa i sama podpisać, ale podpisu Milki nie możemy pominąć, ani niczym zamienić. A zazwyczaj trzeba długo czekać zanim weźmie się za cokolwiek, co ma związek z jej obowiązkami.
 - Czyli wystarczy podsunąć ten papier Milce do podpisania i Wiktoria może sobie iść? - upewniła się Felicja. Sara potwierdziła jej przypuszczenia skinieniem głowy - to spoko, podpisz się gdzie trzeba, a ja spróbuję załatwić podpis Pierwszej.
 Kiedy tylko kobieta skończyła wypełniać jakiś dokument, Starsza Oficer przejęła go od niej i bez słowa wyszła z budynku. Zaskoczona Wiktoria po chwili podążyła za nią.
 - Ee...dzięki? - zaczęła
 - Nie ma za co, po prostu nie chce mi się wracać do pracy, a twój brat zajął w ostatnim czasie miejsce w którym zwykłam się chować przed obowiązkami
  - O! Widziałaś się z Igim? Co tam u niego?
  - Jak go ostatnio widziałam to wyglądał jak małe spłoszone zwierzątko. Miał obłęd w oczach i w ogóle. Potem wyślę ci zdjęcie
  -  Jasne! Chętnie to zobaczę
   Kiedy w końcu dotarły do siedziby pierwszej dywizji, od razu skierowały się do schodów. Piwnica nie zmieniła się ani trochę mimo ostatniej przebudowy, więc na samym dole powitała je ta sama samotna żarówka oświetlająca surowy korytarz bez końca. Tym razem jednak na drzwiach nie było kartki z informacją o braku czekolady w asortymencie. Nie wiadomo co się z nią stało. Delikatnie zapukały. Felicja odliczyła do dziesięciu, po czym zignorowała brak odzewu i weszła spokojnie do gabinetu, ku zaskoczeniu towarzyszki.
  Milka właśnie czytała jakąś książkę, która - na oko - zmieściłaby w sobie cztery inne, standardowej długości, powieści. Oderwała się na chwilę od lektury, aby spojrzeć na wchodzących.
 - Witam, pani generał - zaczęła Starsza Oficer - mogłaby nam pani coś podpisać na szybko? - spytała podając szefowej dokument. Pierwsza popatrzyła na niego nieufnie, po czym jej wzrok jeszcze raz przeleciał po gościach
 - Czy to jest jakieś żądanie odszkodowania?
 - Nie, obecna tu Wiktoria, prosi o przepustkę na dzisiaj
 - A, to spoko - Milka dała podpis w odpowiednim miejscu i wróciła do lektury, ignorując towarzystwo.
 - Masz, baw się dobrze - Felicja wręczyła papier Wiktorii, kierując się do wyjścia.
 - Tak po prostu?!
 - Przeszkadzałyśmy jej, to chciała się nas jak najszybciej pozbyć. Nic nowego
 - OK...W każdym razie dzięki! Ratujesz mi skórę!
 - Spoko, wisisz mi przysługę na przyszłość.
 - Jasne, jakbyś potrzebowała wyciągnąć z mojego szefa przepis na tzatziki to się polecam...albo jakbyś potrzebowała nasłać na kogoś dryblasów czy coś. A tak na serio, za bardzo się plątasz po organizacji w taki dzień! Trzeba Ci znaleźć jakiegoś chłopaka!
 Starsza Oficer nie była pewna, czy ostatnie zdanie to nie jest groźba, ale na wszelki wypadek postanowiła unikać Wiktorii przez jakiś czas.


Ufff...skończyłam! Takiego długiego opowiadania się pewnie nie spodziewaliście :D Ja taż nie sądziłam, że się tak rozpiszę...ani, że w połowie pisania będę musiała pójść zrobić obiad, potem odebrać siostrę z korepetycji, a potem nie będzie prądu..ale zdążyłam dla was godzinę przed końcem czasu! Świetna jestem, nie?



Do następnych rozdziałów ^^
~Milka

Komentarze