O.Z.S.M Dywizja V – Rozdział 4: Pierwsza robota Kiriłła!, część 1

Po raz kolejny przepraszam! X.X
Znów zupełnie zapomniałam o rozdziale (i wielu innych rzeczach)! Pewnie większość z Was nawet nie zdaje sobie sprawy z mojego opóźnienia, ale mimo to muszę przeprosić xD Nie przywykłam do systematyczności na blogu, więc to pewnie m.in. dlatego, ale obiecuję, że będę się starać! Będzie coraz lepiej!
Tymczasem, miłej lektury <3

  Cyril obudził się bardzo wczesnym rankiem. Tej nocy po raz pierwszy spał w swoim nowym mieszkaniu w szpitalu. Było wspaniałe! Takie duże i przestronne, z widokiem na krzaczki ziół uprawnych za oknem! Co prawda ulokowano je na jednym z najniższych pięter, przez co nawet nocą słyszał jakieś głośne uwagi pracujących lekarzy oraz czuł zapach chemikaliów, ale co w tym złego! Nowy lokator uważał to za iście czarowną atmosferę... Fakt, iż miał bliżej do pracy i nie musiał korzystać z windy stanowił dodatkowy plus. Żwawo wstał z łóżka (bezosobowo wyglądającego mebla), po czym z uwielbieniem rozejrzał się po wnętrzu swych (również bezosobowo wyglądających) włości. Musiał przyznać, że wyposażenie nie należało do najlepszych, jednak to nieistotny szczegół, łatwy do naprawienia. Luźno wyliczył, iż do ogarnięcia nieruchomości na bardziej gustowną wystarczy, by wydał jedynie jedną czwartą oszczędności swojego życia! Czuł się niemal najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi! Niemal, ponieważ sens jego egzystencji spełniłoby zapukanie pięknej Kleopatry do drzwi...
  Wtem naprawdę usłyszał ten dźwięk! Jego spojrzenie natychmiast rozbłysło, a ciało rzuciło się do wejścia. W biegu chłopak spróbował przygładzić potargane po śnie włosy. Założyć szlafrok już zapomniał. Z szerokim uśmiechem otworzył drzwi... Jednak stał przed nimi tylko jakiś facet.
- O! Czyli już wstałeś. Bardzo dobrze. Wiesz, że od dziś zaczynasz pracę? - odezwał się zmęczony mężczyzna powyżej dwudziestki z płowymi włosami i okularami na nosie. Rozczarowanie Anglika prędko zeszło na drugi plan, wyparte przez wizję rozpoczęcia ekscytującej pracy w szpitalu. Oczywiście, że o tym wiedział! Właśnie dlatego tak wcześnie się obudził. Pokiwał więc głową.
- Świetnie – podsumował bez entuzjazmu poranny gość. - Mam na imię Karol i dziś zaprowadzę cię na twoje stanowisko... Jeszcze jesteś w piżamie? Na co czekasz, ubieraj się, nie mam całego dnia!
- T-tak jest... - bąknął nowy, nieco zszokowany nagłą i ostrą reprymendą przełożonego. - Przepraszam...
  Zamknął drzwi, po czym prędko przebrał się w pierwsze lepsze ciuchy.
***
- Więc. Jak mówiłem, zazwyczaj nie zajmuję się takimi sprawami jak twoja, jednakże ze względu na nadzwyczajne okoliczności – nagły, długi wyjazd Generał – Kapral Marceli przydzielił mi ten obowiązek – kontynuował markotnie koleś, prowadząc rekruta korytarzem. Wczoraj wieczorem gdy młody znalazł się tutaj, był już tak zmęczony natłokiem wrażeń i informacji (lamorożce, Dywizja, cudowna miłość itd.), że nie zwracał większej uwagi na otoczenie. Tak więc dopiero dzisiaj zauważył wystrój głównego holu skrzydła mieszkalnego. 
  Ustawiono tu różnokolorowe, miękkie kanapy i kilka zgrabnych stolików. Na podłodze leżał ogromny, włochaty dywan. Ściany zdobiły liczne grafiki z tekstami filozoficznymi i motywacyjnymi mającymi jakiś związek z lamami, włożone do antyram. Były tu również tablice korkowe różnej wielkości. Na jednej z nich znajdował się duży napis "Ogłoszenia" wraz z komunikatami, na kolejnej przypięto zdjęcia ludzi z Dywizji (przedstawiały one różne sytuacje, takie jak imprezy, wycieczki, dni wolne i członków Piątki przy pracy), na następnej umieszczano żarty oraz opisy zabawnych sytuacji z życia społeczności, a na innej wisiała galeria prac plastycznych zatytułowana "Galerią Lamorożców". Tej ekspozycji Kiriłł poświęcił więcej uwagi. Wśród obrazków zobaczył realistyczny szkic uśmiechającej się Rosjanki z jej pupilką, Skazką i jeszcze jednym parzystokopytnym. Jak podawała kartka pod spodem, autor dzieła to "Kpr. dr Marceli Piórewicz". Nieopodal przytwierdzono inny rysunek. Była to barwna, zawiła mandala, w której centrum stał piękny, elegancki lamorożec Cleo... Podniecony żółtodziób prędko spojrzał na podpis... "St. oficer dr Kleopatra Egipska", przeczytał. W chwili, gdy wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, odezwał się za nim mocno zirytowany głos:
- Idziesz ty w końcu, czy nie?! Możesz sobie pooglądać wszystko po pracy! Mam dużo do zrobienia, bez Generał wszystko nam się wali na łeb!!
- T-tak jest! - odparł nasz bohater, wzdrygnąwszy się lekko od ilości usłyszanych decybeli. - Przepraszam... - mruknął, po czym dołączył do przewodnika, tęsknie spoglądając na twór damy swego serca.
***
  W końcu romantyk zrozumiał, że zamiast iść na sale szpitalne zmierzają do wyjścia z budynku... Gdy znaleźli się przy drzwiach wejściowych ośmielił się odezwać.
- Przepraszam, ale... Sale są w drugą stronę...
- No, i co w tym dziwnego? Przecież nie będziesz robił na szpitalu – Karol prychnął w odpowiedzi na niedorzeczną uwagę towarzysza.
- Co? J-jak to nie? To co ja będę robił?!
  Starszy współpracownik spojrzał na niego dziwnie.
- Jak to co?... Zajmiesz się lamorożcami, oczywiście.
***
  To jakiś koszmar, pomyślał szeregowy. Okularnik właśnie odstawiał go do stajni.
- No, to świeżak Cyril Hall odhaczony! - mruknął z satysfakcją zamaszystym ruchem odznaczając kolejne nazwisko na liście, którą nosił ze sobą na kolorowej podkładce w lamorożce skaczące po tęczy (wszyscy w Dywizji takie mieli, w różnych wariantach kolorystycznych). - Teraz zajmie się tobą dr Jabłońska... Wanny, nowego ci przyprowadziłem! Trzymaj się, młody – dodał klepiąc chłopaka w plecy, po czym pobiegł z powrotem do budynku.
- Nowy?! - zza płotu przy stajni wyłoniła się nieco rozczochrana niewieścia postać. Przeskoczyła lekko przez przeszkodę i stanęła przed Cyrilem. - Super! Witamy w Piątej Dywizji i naszych stajniach! - przywitała go entuzjastycznie, wycierając ubrudzoną ziemią rękę o ciemny fartuch i podając ją blondynowi. Ten z zaniepokojeniem lekko potrząsnął zaoferowaną mu dłonią. Dziewczynę mógłby nazwać nawet całkiem ładną (choć nie tak wspaniałą jak jego ukochana, oczywiście!). Pogodną twarz w kształcie serca okalały delikatne, grube loki o lekko miedzianym odcieniu, które błyszczały w porannym słońcu. Pod pracowniczym okryciem nowo poznana miała na sobie prostą, gładką koszulę z kołnierzykiem, doskonale dopasowane bryczesy i kozaki.
- Chcesz może jabłko? - gestem wskazała stojący z boku wielki kosz wypełniony owocami. - Przyda ci się, skoro nie będziemy dzisiaj jedli śniadania w stołówce.
- Nie będziemy?! - zdziwił się.
- Pewnie, że nie. Mamy robotę od rana, tak? Śniadanie powinni podać za jakieś... - uniosła rękę, by spojrzeć na swój zegarek. - Pół godziny. Więc to za wcześnie na przerwę dla nas. W takich sytuacjach musimy dbać o prowiant na miejscu pracy wcześniej. Ach, ojej, nawet się nie przedstawiłam! Jestem Wanda, ale większość nazywa mnie Wanny. A ty jesteś... Cyril, tak? Dobrze usłyszałam? Z jakiego kraju pochodzisz?
- Tak, mam na imię Cyril. Jestem z Anglii – z krótkim wahaniem wziął jabłko, po czym odgryzł mały kęs... Okazało się pyszne, soczyste i słodkie. Z ochotą zabrał się do dalszego jedzenia.
- Czadowo! - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Wyglądała naprawdę bardzo miło. - Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracowało! Jak chcesz to zawsze możesz ze mną pogadać... - wpatrzyła się w przestrzeń i westchnęła z pewną tęsknotą. - Dobrze cię rozumiem, ponieważ jeszcze pół roku temu sama byłam nowa. To były czasy...
- Naprawdę?! - spytał, przyjemnie zaskoczony. Czyżby w końcu znalazł kogoś, z kim miał znaleźć wspólny język?... Wtem przyszło mu do głowy coś jeszcze i znów zaczął się denerwować. - Hej, a ty... Przez te pół roku robisz tylko przy lamorożcach cały czas?
- Niby nie, często też jestem potrzebna w szpitalu, ale zgłosiłam się do pracy tutaj, kiedy mogę. Widzisz, uwielbiam zwierzęta. Możliwość opiekowania się tymi ślicznościami po prostu mnie kręci. No i nie żebym się chwaliła, ale mimo krótkiego stażu jestem jednym z najlepszych weterynarzy! - ogłosiła z dumą, prostując się i subtelnie poprawiając włosy. - Więc znalezienie swojego miejsca naprawdę nie jest trudne! Jestem pewna, że jak wszystkiego popróbujesz całkiem sprawnie odkryjesz własne mocne strony!
- Dzięki... - odpowiedział nieśmiało. Jego rozmówczyni miała w sobie taką serdeczność i pozytywną energię, że poczuł, iż nareszcie mógł się rozluźnić. Poza tym pracowała w szpitalu, a stajnie stanowiły jej własny wybór. To chyba oznaczało, że nie musiał skończyć na tym stanowisku na wieczność!
- Nie ma za co! Pamiętaj, że niczym nie musisz się przejmować, a wszystko z czasem się ułoży – uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Szczerze to trochę mi czasem brakuje chwil, kiedy zaczynałam. Wszystko mnie wtedy dziwiło! Miałam tyle pytań... Teraz już właściwie niewiele rzeczy mnie zaskakuje, więc trochę mi z tym czasem nieswojo... - zaśmiała się cicho. - Ale! My tu gadu, gadu, a mamy pracować! Chodź, skoro zjadłeś chociaż jedno, zajmijmy się trochę obowiązkami. Do tamtego kosza na odpadki możesz wyrzucać ogryzki. Pamiętaj, żeby dokładnie umyć ręce, kiedy będziesz chciał jeszcze jeść. Tam masz zlew i żel do dezynfekcji. A teraz ci pokażę, co i jak robić.
***

Kolejna część rozdziału zgodnie z wcześniejszym planem pojawi się w środę. Naprawdę X'D
Zostańcie z nami, kochani!
Wasza Constabla

Komentarze