O.Z.S.M. Dywizja V – Rozdział 4: Pierwsza robota Kiriłła!, część 2
Ha!
Tym razem pamiętałam, kochani, więc możecie być ze mnie dumni!
Oto kolejna część rozdziału trzeciego, zgodnie z terminem <3
Miłego
czytania ^^
***
Tak
jak się wcześniej obawiał, nie dano mu zbyt przyjemnej pracy... W
zasadzie Wanny przeszkoliła go z zakresu wszystkich artykułów
sprzątających i pouczyła, jak należy się zachowywać przy
zwierzętach, by bezproblemowo przy nich działać.
- Ogólnie
mamy tutaj lamy z rogami i bez nich oraz konie. Oprócz mnie i
Patryka rzadko kiedy ktoś z naszej Dywizji zajmuje się zwierzętami,
ale z racji, że jesteś ze mną to dzisiaj mi pomożesz. Ci ludzie,
których widzisz, są członkami Dwunastki. Zajmują się oni
sprzątaniem. Są pod zwierzchnictwem Trzeciej Generał, co zważywszy
na dodo jest całkiem logiczne...
- Przepraszam,
chyba się przesłyszałem – Cyril się uśmiechnął. - Usłyszałem
"dodo".
- Dobrze
usłyszałeś – odparła z sympatią, spoglądając na niego kątem
oka. Czekając na reakcję rozwinęła trochę swoją odpowiedź. -
Tak jak my za pupili mamy lamorożce, tak elitarna Trzecia Dywizja ma
gigantyczne dodo.
- T-to
one... One czasem nie wyginęły? - chłopak poczuł się, jakby miał
zaraz zejść z tego świata. Do głowy zaczęły mu przychodzić
dziwne myśli... Co jeśli to wszytko tak naprawdę nie istniało?
Całkiem możliwe, że wszystko sobie uroił... Być może
przechodził nieciekawą uliczką Londynu i jakiś kloszard narkoman
na haju impulsywnie mu coś wstrzyknął? Niby czemu nie... Skoro
alternatywą miały być ptaki wymarłego gatunku...
- Rzekomo
tak... - w tej chwili instruktorka zauważyła, że jej podopiecznemu
robiło się słabo. - Właściwie zadajmy sobie takie pytanie. Co w
tym złego? U nas istnieją lamorożce. Gdy weźmiemy to pod uwagę,
dodo to chyba nic dziwniejszego, prawda? - wtrąciła filozoficznie,
niby to przypadkiem.
- A,
właściwie – jakimś cudem od tekstu Wandy poczuł się lepiej.
Może się uodparniał? W każdym razie starał się właśnie
uspokoić oddech.
- Chodź,
popracujmy wreszcie trochę. Pysiaczki nie lubią mieć brudno –
delikatnie podtrzymując ramieniem blondyna, podprowadziła go tylną
dróżką do boksów i zaczęła sprzątać u jego boku. - Jeśli
masz jakieś pytania, to możesz mówić śmiało. To odpowiedni
moment – rzekła przyjacielsko wiedząc, że odwróci tym jego
uwagę od prawdopodobnie katastroficznych wyobrażeń.
- Skąd
te wszystkie... Nadzwyczajne zwierzęta się wzięły? - wypalił
natychmiast, tylko trochę hamując się przed wypowiedzeniem
przymiotnika i w ostatniej chwili wybierając inny. Na szczęście
pamiętał uwagę koleżanki o tym, że musi wypowiadać się o
mieszkańcach stajni z szacunkiem, zwłaszcza w ich obecności.
- To
jest dobre pytanie, Cyril... Powiedzmy, że każde z nas ma swoją
teorię na ten temat, ale oficjalnie nie wiadomo. Sam z czasem
wyrobisz sobie zdanie... Przyjmijmy, że to coś jak zastanawianie
się nad początkami świata – zaproponowała. Mimowolnie
przypomniała sobie chodzącą w cieniu postać szefowej Jedynki,
Milki... Wielką łopatą przerzuciła część ekskrementów na
drugą stronę, aby było jej łatwiej później zebrać całość do
worka. Nad niektórymi rzeczami nie powinno się zastanawiać...
- A
można jeździć na lamorożcach? - wystartował z kolejną kwestią.
Patrzył na działania medyczki, próbując jednocześnie naśladować
jej metody.
- Skądże!
Lamy (nieważne, czy normalne, czy rogate) mogą unieść do 45 kg, i
to na krótko. Do jazdy mamy po prostu konie. Lamy to zwierzęta
juczne, ewentualnie czasem na moment dosiadają ich dzieci i bardzo,
bardzo lekkie dziewczyny...
- Aha,
rozumiem... - przypomniało mu się, że również Sierżant o
dosiadaniu nic nie wspominał. - A co różni nasze lamy z rogami od
tych bez nich?
- Hm, w
zasadzie niewiele... Większość bezrogich też ma leczniczą ślinę,
choć kilkoro jest "zwykłych" pod względem biologicznym. Po
prostu... Stworzycielowi tak wyszło... - ugryzła się w język.
Anglik milczał przez chwilę, pracując i układając sobie
informacje w głowie. W końcu przyszło mu do głowy coś jeszcze.
- Hej...
Czemu tak mało nas w stajniach pracuje?
- No
Dwunastka sprząta, jak mówiłam... Wydaje mi się, że tylko my
spośród Dywizji mamy kogoś swojego przy zwierzętach. W większości
jestem tu dla nadzoru. Nasza Generał uznała to za potrzebne, lubi
kiedy wszystko ma swój porządek. I też uważa, że musimy cenić
naszych pupili, sami o nich dbać. Dlatego zazwyczaj każdy
przychodzi tu pracować na kilka dni, żeby bliżej się z nimi
zapoznać... Kończy się to tak, że niemal każdy wybiera sobie z
czasem własnego. Ty masz wyjątkowego farta, bo spędzisz tutaj
najwięcej czasu – uśmiechnęła się do niego entuzjastycznie.
- J-jak
to najwięcej...? - zesztywniał.
- Rzuciliby
cię do mnie później, gdyby nie ten wyjazd Katii. Jej zarządzeniem
tylko ona ma przywilej robienia wstępnego szkolenia rekrutom na
stanowiskach medycznych, więc dopóki nie wróci po prostu nie
możemy cię tam wpuścić.
- ...
W-wiesz może jak długo to potrwa?
- Ten
wyjazd? Chodzą słuchy, że gdzieś do miesiąca...
- Ghh!
Hhhh! - Kiriłł poczuł jakby jego płuca się zacieśniły.
Najpierw się zapowietrzył, a potem emocje wycisnęły z niego cały
tlen, wskutek czego zaczął się dusić. Potknął się i przed jego
oczami pojawiła się nagle drewniana barierka... Mignęły przed nim
kobiece ręce. Wanny wsunęła się między niego, a ogrodzenie i
przytrzymała go.
- Hej!!
Co się dzieje? - zaniepokojona spostrzegła jak poszkodowany
przesmykiwał się wzrokiem po lamorożcach z paniką wymalowaną na
twarzy. - Co się dzieje? To przez nerwy? W czym problem? To wcale
nie jest zła praca, a nasze zwierzaczki są naprawdę milutkie,
zobaczysz... - przekonywała go łagodniejszym tonem.
- Tak
długo... Czekałem... Chciałem, marzyłem żeby... Żeby... -
chłopak zupełnie się rozkleił. Zaczął płakać, rzucając się
z ramionami na Wandę. Nieco zdziwiona nagłym wybuchem objęła go,
podtrzymując z trudem.
- Już
dobrze, spokojnie... O wszystkim pogadamy... Tylko spokojnie, nie ma
po co panikować, wiesz? Wszystko da się...
- Marzyłem
żeby być lekarzem! Tak bardzo chciałem... Leczyć ludzi! Starałem
się... Starałem i znowu muszę czekać... Już nie mogę... A jeśli
nigdy nie będę mógł... - rozszlochał się.
- Ambitny
– mruknęła szeptem, uśmiechając się odrobinę. Teraz już
rozumiała, w czym rzecz. Przytuliła go mocniej, próbując
uspokoić. - Nie masz po co się martwić. Jak tylko Generał wróci,
zacznie cię uczyć. Dotarłeś aż tutaj, prawda? Zaszedłeś tak
daleko, że trochę czekania nie ma znaczenia. Skoro tego chcesz, u
nas będziesz lekarzem... A ja mogę ci czasami przemycić jakąś
wiedzę medyczną na szkoleniu – odsunęła się lekko i kiedy na
nią spojrzał mrugnęła do niego. - Tak naprawdę już jesteś
jednym z nas. A wiedza na temat tego stanowiska też ci nie
zaszkodzi. Pokażę ci, że może być fajnie. Więc się nie smuć,
okej? - uśmiechnęła się pogodnie.
- M-masz
rację... - wyjąkał po chwili. Przytrzymawszy się jej stanął
stabilnie, po czym spróbował wytrzeć twarz jeszcze względnie
czystym rękawem. - Dziękuję, przepraszam...
- No co
ty! Nie masz za co! Każdemu jest ciężko, musimy się wspierać! -
odrzekła z takim zdziwieniem, jakby to było oczywiste. Pomogła mu
doprowadzić się do porządku i po umyciu rąk udali się na
zewnątrz, żeby podjeść trochę jabłek.
Okazało
się jednak, że mieli gościa...
Na
koniec wspomnę jeszcze o bardzo ważnej okazji, którą dziś obchodzimy –
kolejne imieninki, tym razem Romana! Życzmy mu wszystkiego
najlepszego!... Jak na złość, w tej części rozdziału niestety
się nie pojawił X'D Bardzo nad tym ubolewam, ale na pocieszenie
zdradzę Wam, że już za tydzień go ujrzycie! ;)
Do
zobaczenia w kolejną środę,
Wasza
Constabla
Komentarze
Prześlij komentarz