O.Z.S.M Dywizja V – Rozdział 3.5: Tymczasem u Katii (TuK) ~ Wyprawa Generał, część 2

Zdrawstwujtie, kochani! Wybaczcie za długość obu części mojego połówkowego rozdziału. Podzieliłam to w ten sposób, ponieważ chciałam, by całość została opublikowana przed niespodzianką, o której wcześniej Wam mówiłam. Jest to okolicznościowy rozdział, który będziecie mogli zobaczyć już jutro!
Tymczasem, miłego czytania! <3

***
- Nie daję radyyyy!!! - krzyknęła zdesperowana Rosjanka. Głos dziewczyny odbił się echem po labiryncie. Kilka razy się już zgubiła. Dzięki Bogu, za każdym razem udało jej się jakoś w końcu wrócić do ostatniego punktu kontrolnego podróży (czyli takiego, który jako tako kojarzyła, na ile była zdolna do kojarzenia czegokolwiek). Mimo to odnosiła nieznośne wrażenie, że wciąż kluczyła, tracąc czas. Sfrustrowana, przystanęła na moment i po odłożeniu przyborów piśmienniczych wyjęła z plecaka jeden z bukłaków z wodą. Pewna zaprzyjaźniona z nią czerwonowłosa Gryfonka z Hogwartu zaczarowała je dla niej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym, więc powinny wystarczyć na długo. Korzystając z postoju, szatynka chwyciła też coś do jedzenia. Odsunęła dwie walające się we wnętrzu torby apteczki i wyciągnęła sobie kromkę chleba ryżowego, kilka ryżowych wafli oraz losowy ser pleśniowy spośród tych, które wzięła. Posiliła się porządnie, przeglądając po raz kolejny notesik ze wskazówkami, a także nowymi notatkami przez nią zrobionymi.
- Jak długo to potrwa? Zdaje się, że robię postępy, lecz mimo to... - zasępiła się. Nie miała tutaj poczucia czasu... Nie mogła pozostawić swojej Dywizji samej na długo. Już ten miesiąc, który maksymalnie sobie wyznaczyła był za bardzo na wyrost...! - Koszmar, koszmar, ja stąd nie wyjdę! Pociemu! Pociemu ja wsjegda potieriajus'?! - wyrwało się jej głośno. Chyba zaczynała wbrew sobie panikować... Odłożyła wszystko na ziemię, po czym wstała. Chodziła w tę i z powrotem na jednym odcinku, starając się odzyskać równowagę emocjonalną.
- Uspokojsja, uspokojsja... - szepnęła do siebie przymykając oczy i składając dłonie jak do modlitwy. Tak złożone oparła je o wargi i dolną część nosa. - Przecież wiem mniej więcej, gdzie jestem, nie tak li? Nie wolno mi się poddawać! Nic nie jest stracone... Muszę tylko próbować dalej i uważać... - mruknęła.
 Tak bardzo żałowała, że nie wzięła ze sobą swojego Kaprala! Rozważała wcześniej tą opcję, jednak ją odrzuciła, ponieważ wierzyła, że sama sobie poradzi! Ciort woz'mi! Miała problem z trafieniem z punktu A do punku B bez pomyłki, co tu mówić o labiryncie! Ale ponieważ wierzyła, że prawdziwy Generał MUSI podołać czemuś takiemu, porwała się na to samotnie! Chciała być profesjonalna... Katia przygryzła usta nerwowym ruchem, w oczach stanęły jej łzy. Miała być profesjonalna, odpowiedzialna... Ciort, skoro się tego podjęła, musiała sobie poradzić!
 Znów wzięła rynsztunek na plecy, a rzeczy do pisania w rękę. W drogę!
***
 W końcu zmordowana Jekatierina dotarła do saloniku minotaura Sławka. Och, zdecydowanie nie było łatwo, jednak wszystkie znaki wokół niej oraz w notesie mówiły, że znalazła się na miejscu. Nie sposób opisać jak wiele razy i w jaki sposób się gubiła. Wiele razy myślała, że zapewne zabłądziła na zawsze. Cudem jednak się udało... Dosłownie cudem, gdyż musiała wykorzystać drobinę magicznego elfickiego pyłu, który sprawiał, że zbłąkany podróżnik znajdował drogę. Na powrót już nie pozostała go ani odrobina... Dziewczyna zastanawiała się, czy może liczyć na to, że dostanie kiedyś od serdecznej królowej elfio-ludzkiego państwa z innego wymiaru jeszcze trochę w prezencie... Oczywiście, jeżeli w ogóle miała to przeżyć i wyjść na powierzchnię.
 Tak czy inaczej, usiadła naprzeciwko drzwi i wzięła się za jedzenie konserwy rybnej, popijając wodę. Sytuacja nie przedstawiała się najlepiej, gdyż nasza przywódczyni lekarzy wypiła już połowę swojego zaopatrzenia. Z jedzeniem nie było tak źle, miała jeszcze trochę smakołyków oraz cały zapas lembasów i kramu do wykorzystania w najgorszym wypadku (również prezent od wspomnianej wyżej królowej).
 W każdym razie, teraz mogła jedynie czekać na przybycie lokatora tej wielkiej podziemnej pułapki.
***
 Trochę się stresowała, lecz oczekiwanie we względnie właściwym miejscu nie było takie złe. Obecnie pochrupywała sobie od czasu do czasu końcową partię rurek z kremem waniliowym...
 W pewnym momencie ciemnowłosej zrobiło się bardzo zimno. Mechanicznym ruchem wyjęła z plecaka jedną z folii termicznych, by się nią okryć. Po posileniu się wzięła w dłonie swój rosyjskojęzyczny modlitewnik. Za zakładkę służyła jej w nim mocno podniszczona fotografia rodzinna.
 Ze smutnym uśmiechem zerknęła na małą siebie śmiejącą się w towarzystwie rodziców... Nagle poczuła jeszcze większy chłód, lecz wiedziała, że tym razem nie miał on nic wspólnego z temperaturą.
***
 Zaczynała się niepokoić. Jak dużo czasu minęło? Była całkiem sama... Gdyby chociaż wiedziała, kiedy jest dzień, a kiedy noc... Zaczęła powoli się kiwać. Przyciskała do piersi kartkę... Stary list, który otrzymała kiedyś od Marcelego.
- Chcę do domu – szepnęła.
***
 Zmuszała się do jedzenia. Wody miała coraz mniej... Kiedy podskubywała ostatnią oliwkę, zobaczyła, że ktoś nad nią stał. Poderwała głowę do góry. To minotaur!
- Dź-dzień dobry... Przyszłam zrobić badania lekarskie... - odezwała się nieśmiało.
***
 Salonik Sławka to ciekawe, przepyszne miejsce. Pełno w nim rzeźb i drewnianych wykończeń. Był tam również przepiękny dywan, kominek, kanapa, stolik do kawy, szachownica z krzesłami, chłodzony barek z mlekiem, gustowny czarny telefon stacjonarny Milki w stylu retro (który niestety dzwonił tylko do niej) oraz dwa fotele, na których właśnie siedzieli, popijając razem herbatę. Medyczka westchnęła lekko.
- Niestety objawy mogą świadczyć o wielu różnych nieprawidłowościach, więc będę musiała zrobić bardziej specjalistyczne badania – powiedziała łagodnie do odrobinę gnuśnego gospodarza. - Zdaję sobie sprawę, że to niewygodne i bardzo mi przykro, jednak niestety nie ma innego wyjścia... Powinieneś na jakiś czas wstrzymać się od teraz z jedzeniem i piciem, żebym później mogła pobrać od ciebie krew do analizy. A tymczasem... - wyjęła z plecaka pusty, plastikowy słoiczek i postawiła go na poręczy swojego fotela, patrząc ze współczuciem na towarzysza. - Mogę jedynie obiecać, że na pewno ci pomogę, gdy tylko wszystkiego się dowiem.
***
- To zdumiewające... Naprawdę niezwykłe. Nie miałam pojęcia, że rozgrywka szachowa może tak wyglądać! - skomentowała z niedowierzaniem i podziwem dziewczyna, która właśnie została totalnie zmiażdżona w grze na szachownicy. Nie miała złudzeń, iż w obecnej sytuacji mogła zdołać wrócić do domu samodzielnie (powrót był prawdopodobnie jeszcze trudniejszy, niż przyjście tutaj). Przebywające z nią stworzenie teoretycznie mitologiczne mogłoby jej co prawda pokazać drogę, ale uzyskanie takiej pomocy wymagało wygrania z nim w szachy... Ha, ha. Zero szans. Generał zaczynała wątpić, że w ogóle wie, na czym ta gra polega. Sięgnęła do swojej torby, po czym wyjęła z niej kłębek nici.
- Sławku, wybacz za kłopot, lecz... Czy mogłabym na jakiś czas przywiązać nić do klamki drzwi twojego salonu? Muszę po prostu iść zadzwonić do mojego... Przyjaciela, ponieważ nie zdołam wyjść stąd sama... Mimo, że bardzo się staram, niestety orientacja w terenie i gra w szachy nie są moimi mocnymi stronami – przyznała z lekką desperacją, walcząc z łzami. Miała resztki swojej godności, nie mogła się rozpłakać... Ale i tak było widać, że mało do tego brakowało. - On jest naprawdę miły i dobrze też gra w szachy. Na pewno będziesz się z nim bawił lepiej, niż ze mną... - minotaur patrzył na nią podejrzliwie, ale w żaden sposób nie dał do zrozumienia, że się nie zgadza... Co prawda nie umiał mówić, jednak wspaniale gestykulował, więc brak sprzeciwu wzięła za dobry znak. Nim zdążyła doszczętnie się załamać powiedziała cicho "bardzo dziękuję, niedługo wrócę" i wyszła.
 Po przywiązaniu nitki do klamki ruszyła do najbliższego telefonu w labiryncie (co kilometr był tam jakiś telefon, lecz nie każdy działał i tylko trzy z nich w całym podziemiu dzwoniły do kogoś poza Milką, więc sytuacja przedstawiała się kiepsko). Spróbowała wprowadzić do niego numer Marcelego, który miała zapisany na noszonej przez siebie prostej bransoletce. Liczb również nie przyswajała zbyt dobrze... Właściwie, kiedy w końcu udało jej się zapamiętać swój własny numer telefonu zrobiła w apartamencie prywatkę dla Dywizji. Teraz niestety nie usłyszała sygnału połączenia... Ruszyła więc dalej, trzymając kłębek w dłoni. Kiedyś musiała znaleźć jakiś działający aparat.
***
 Już nawet nie liczyła, które z kolei urządzenie sprawdzała. Starała się robić możliwie najmniej postojów, aby nie tracić czasu, lecz było ciężko. Obawiała się, że niedługo zemdleje z przemęczenia... Powłócząc nogami zrobiła kilka ostatnich kroków do następnego telefonu i chwyciła go. Przytrzymała się maszyny, by nie upaść, po czym oparłszy się o ścianę wykręciła numer. Jej spojrzenie było szkliste i pozbawione nadziei, a usta zaczynały drżeć. Wtem nagle usłyszała... Sygnał. Nie, na pewno się przesłyszała... Niemożliwe, żeby jednak zdołała się dodzwonić...
- Gabinet Kaprala Piątej Dywizji, słucham – w słuchawce odezwał się zmęczony głos asystenta wice Generała.
- Zdrawstwuj! Zawołaj mi go tutaj – odpowiedziała zdecydowanym, silnym głosem. Ręce dziewczyny drżały, ale oczy rozbłysły. Wciąż nie mogła uwierzyć, iż sprzęt naprawdę zadziałał i była w szoku, lecz mimo wszystko nie zamierzała okazać słabości przy podwładnym.
- Pani Generał?!
- Cóż za głupie pytanie. Konieszno, szto Gienierał! Gdzie jest Marceli? - spytała zniecierpliwiona, przewracając oczami.
- Nie wiem dokładnie, ale no gdzieś na szpitalu...
- Jak to nie wiesz dokładnie?! Co z ciebie za asystent? Mniejsza z tym, przyprowadź mi go tu natychmiast!
- T-tak jest! - usłyszała jak odłożył słuchawkę na bok nie przerywając połączenia i puścił się biegiem.
- Marceli... - szepnęła, wciąż czekając. Z jej oczu popłynęły łzy szczęścia.

Objaśnienia obcojęzyczne:
Koszmar (ros.) - macie rację, nie ma tu za bardzo co tłumaczyć, bo to słowo identyczne z polskim xD (gwoli ciekawostki, tylko trochę inaczej się je w rosyjskim wymawia)
Pociemu (ros.) - dlaczego
Pociemu ja wsjegda potieriajus'? (ros.) - dlaczego zawsze się gubię?
Uspokojsja (ros.) - uspokój się
Nie tak li? (ros.) - czyż nie?
Ciort woz'mi! (ros.) - do diabła!
Ciort (ros.) - cholera
Zdrawstwuj (ros.) - cześć (w sensie powitania, oczywiście)
Konieszno, szto Gienierał! (ros.) - Oczywiście, że Generał!

Do jutra!
Wasza Constabla

Komentarze